"Jestem zdrowa, a nie mogę rzucać. Dysk nie chce latać. Najgorsze, że nie wiem dlaczego i to mnie dobija. Może chodzi tu o wiek?" - zastanawia się 41-letnia Niemka. Jak przyznała "czuję się jakbym siedziała w jakiejś klatce. Chciała się wydostać, ale nic z tego, bo nigdzie nie widzę wyjścia". Od dwóch tygodni trzykrotna mistrzyni świata przebywa na zgrupowaniu w portugalskiej Albufeirze - udana jest dla niej tylko pogoda. Głowa i ciało nie współgrają. "Brakuje mi tysiąca rzutów" - powiedziała zdeprymowana, ale szybko się pociesza - "do berlińskiej rywalizacji mam jeszcze sto dni". Tam chce Franka Dietzsch świętować. To będą jej dziesiąte mistrzostwa świata w karierze. Trzykrotnie okazywała się najlepsza - w 1999, 2005 i 2007 roku. "Jak wszystko wychodzi to łatwo się trenuje i startuje, jak coś nie idzie dużą rolę odgrywa charakter. Nie poddam się tak łatwo" - zapowiedziała. Po raz pierwszy wystartować, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, ma zamiar w piątek w Wiesbaden. "Zobaczymy co się stanie. Może zdarzy się jakiś cud?" - zastanawia się. Podobnego zdania jest jej trener Dieter Kollark. "Wszyscy mówią do niej, że da radę. A ja się pytam - wejdziesz za nią do koła i rzucisz? Nie! To ona musi się sprężyć, ale nie widzę żadnego powodu, dla którego miałaby nie rywalizować w zawodach. Nie jest chora, ani kontuzjowana, przeszła cały trening przygotowawczy, więc trzeba startować" - powiedział. Załamania całą sytuacją nie kryje Dietzsch. "W zeszłym roku mogłam zwalić wszystko na ból. Teraz nie ma żadnego konkretnego powodu, dla którego dysk nie lata. Nie idzie mi po prostu. Mam ochotę usiąść i ryczeć. Robię wszystko co tylko mogę, a nie wychodzi" - przyznała.