Włodarczyk spowodowała spore zamieszanie w hali przylotów. Pojawiła się w niej wychodząc nie tymi drzwiami, przed którymi ustawiła się oczekująca na nią rzesza dziennikarzy i prawie wszyscy pracownicy biura PZLA z okazałymi bukietami kwiatów. "Państwo są rodziną" - zapytała reporterka telewizyjna. "Nie, jesteśmy pracownikami PZLA, ale tworzymy jedną wielką rodzinę lekkoatletyczną" - padła odpowiedź. "Krzesło, poszukajcie szybko krzesła" - krzyknął ktoś z tłumu. Po chwili usiadła na nim kulejąca mistrzyni i rekordzistka świata, studentka poznańskiej AWF. "Przede wszystkim cieszę się, że szczęśliwie wylądowałam i jestem już na polskiej ziemi - powiedziała w pierwszych słowach. - Najbliższe dni z pewnością będą dla mnie ciężkie, bo zrobiłam coś niesamowitego. Moje życie teraz trochę się zmieni. Wokół mojej osoby będzie duży szum, ale mam nadzieję, że sobie z tym wszystkim poradzę i pozostanę taką, jaką byłam dotychczas osobą" - zapewniła. Bolt i Włodarczyk to jedyni lekkoatleci, którzy podczas berlińskich mistrzostw (15-23 sierpnia) ustanowili rekordy świata. Jamajczyk w biegach na 100 (9,58) i 200 m (19,19), a Polka w rzucie młotem (77,96). Jak przyznała, jest dumna, że wzbudziła zainteresowanie również tak słynnego już sprintera. "Tak, to duże dla mnie wyróżnienie - podkreśliła. - Miałam okazję rozmawiać z Usainem wczoraj przed dekoracją. Pytał się, jak moja noga. Wcześniej spotkaliśmy się na konferencji prasowej, razem mieliśmy robione zdjęcia jako rekordziści świata w Berlinie". Prezes PZLA Jerzy Skucha dodał, że nie tylko Bolt zainteresował się Włodarczyk, ale również kierownictwo reprezentacji tego kraju wiedziało sporo o Polce. "Wczoraj Jamajka zorganizowała spotkanie dla dyplomatów akredytowanych w Berlinie, by pochwalić się swoimi sukcesami. Kiedy nasz ambasador zapytał Bolta, co sądzi o Polakach, odpowiedział: Wiem, wiem, trzeci rekord świata na tej imprezie to jest Anity Włodarczyk w rzucie młotem". Pochodząca z Rawicza zawodniczka potwierdziła, że już po pierwszej próbie uwierzyła w swoje możliwości. "Wiedziałam, że może być dobrze, że nie mam nic do stracenia. Wchodzę do koła i staram się jak najlepiej wykonać rzut. No i młot poleciał za drugim razem po rekord świata". A potem? "Nie pamiętam co było. Wychodząc z siatki okalającej koło zobaczyłam wynik na tablicy. Wybiegłam w kierunku trybun, gdzie siedziała polska ekipa. Jak zbliżałam się, to w ogóle nie wiedziałam, co się dzieje. Nie mogę sobie tego przypomnieć. A później byłam taka szczęśliwa, że w drodze powrotnej prawie staranowałabym zawodniczki w biegu finałowym. Ja ich po prostu nie widziałam, to był dla mnie taki szok, że..." - wspomniała sobotnie wydarzenie, kiedy źle stanęła na bieżni, doznając urazu. Z dalszych prób musiała już zrezygnować. "Przed tą ostatnią byłam trochę zdenerwowana - przyznała. - Zwłaszcza, że dla Niemki była to bardzo dobra sytuacja. Walczyła sama ze sobą. Ale na moje szczęście nie zdołała rzucić dalej niż ja. Zapowiadałam, że stać mnie na rekord Polski, także i świata. Jak widać moje słowa nie zostały rzucone na wiatr". Tak jak wszyscy, tak i Włodarczyk jest zaskoczona liczbą polskich medali: dwa złote, cztery srebrne i dwa brązowe. "Takiego osiągnięcia absolutnie się nie spodziewałam. To dla całej reprezentacji wielki sukces. I to nie dlatego, że dopisało nam szczęście, bo gdyby tak było, to zamiast srebra Majewskiego i Małachowskiego byłyby złote medale. Po prostu byliśmy do tych mistrzostw bardzo dobrze przygotowani" - oceniła rekordzistka świata.