Trzech zawodników, którzy przewodzili stawce, pomyliło trasę. Jako pierwszy metę minął Kenijczyk Robert Cheriot (2:27.48). W imprezie wystartowało ok. 10 tys. osób z 40 krajów na różnych dystansach, w tym ponad tysiąc na koronnym - 42 km 195 m. Start miał miejsce przy siedzibie parlamentu - niedaleko od miejsca środowego zamachu. - Jerozolima się nie zatrzymuje i nie zatrzyma. Nasza odpowiedź dla morderczych terrorystów brzmi: nigdy nie przestaniemy biec - oświadczył burmistrz miasta Nir Barkat. Podkreślał, że bieg pokazuje "spokojne, szczęśliwe i zdrowe miasto, które jest piękniejsze niż kiedykolwiek". Propalestyńskie organizacje protestowały przeciwko imprezie, której trasę wytyczono m.in. przez wschodnią część Jerozolimy, zajętą przez Izrael w 1967 r. i domagały się od firmy Adidas - jednego z głównych sponsorów maratonu - by wycofała się z udziału w przedsięwzięciu. Izrael uważa miasto za swoją "wieczną i niepodzielną stolicę", czego nie uznaje społeczność międzynarodowa. We wschodniej części Jerozolimy Palestyńczycy chcą ustanowić stolicę swego postulowanego niepodległego państwa. Półmaratońskie biegi odbywają się w Jerozolimie od 20 lat, ale burmistrz Barkat, pięciokrotny ich uczestnik postanowił, że w tym roku będzie też olimpijski dystans. Po zamachu, a także w następstwie ataków rakietowych i moździerzowych z terenu palestyńskiej Strefy Gazy izraelska policja i służby specjalne w całym kraju zostały postawione w stan najwyższej gotowości. Nad bezpieczeństwem uczestników i widzów zawodów czuwało 2 tys. policjantów. Funkcjonariusze otrzymali rozkaz zatrzymywania i odsyłania na Zachodni Brzeg nielegalnie przebywających na terenie Izraela palestyńskich robotników, ponieważ władze obawiały się działających pod taką przykrywką terrorystów. W piątek na posterunku drogowym w pobliżu Nablusu na Zachodnim Brzegu aresztowano dwóch Palestyńczyków, którzy mieli przy sobie cztery tzw. bomby rurowe - chałupniczej produkcji. Także w piątek policja postrzeliła w nogę Palestyńczyka po tym, jak uderzył on kamieniem w głowę izraelskiego żołnierza w pobliżu moszawu (spółdzielnia) Tomer w Dolinie Jordanu. Funkcjonariusze twierdzą, że napastnik miał zamiar odebrać broń zaatakowanemu. Obaj ranni zostali zabrani śmigłowcem do szpitala w Jerozolimie. Granica Izraela z drugą palestyńską enklawą - Strefą Gazy jest na stałe zamknięta ze względów bezpieczeństwa, ponieważ władzę sprawuje tam Hamas - uznawany przez UE i USA za organizację terrorystyczną.