Caster Semenya - biegaczka jak każda inna, a przynajmniej tak starają się ją określać przedstawiciele RPA. Nie wszyscy jednak są tego zdania. Po wywalczeniu dwa lata temu w Berlinie przez nią tytułu mistrzyni globu na 800 m w niesamowitym czasie 1.55,45 rozpoczęły się pytania o jej płeć. Sprawa ciągnęła się niemal rok i zamiast świętować, musiała czekać na decyzję. W końcu w oficjalnym oświadczeniu wydanym przez IAAF zapewniono, że Semenya jest kobietą. Trudno było jej wrócić na bieżnię. Gdzie się nie pojawiała, wzbudzała zainteresowanie. Nie poddała się jednak. I może nie biega tak jak poprzednio, nadal się w świecie liczy. Z odmienionym image w Daegu zajęła drugie miejsce i można spodziewać się, że to nie jest jej ostatnie słowo. Za rok w igrzyskach olimpijskich może znowu triumfować. Jej włosy są teraz dłuższe, uśmiech bardziej przyjazny, ale nadal pozostała skromna i wstydliwa. Cechą charakterystyczną pozostał głos - niezwykle głęboki jak na kobietę, ale 20-letnia Semenya niechętnie go używa. Nie chce mówić, zwłaszcza o sobie. Nawet po finale, gdzie wicemistrzostwo można uznać za sukces, starała się powstrzymywać emocje. Kontrowersje wzbudził także Pistorius - pierwszy człowiek z protezami, któremu pozwolono startować z całkowicie sprawnymi sportowcami. To, co działo się w Daegu wokół niego, można śmiało nazwać szaleństwem. Rzesze dziennikarzy, fotografów i kibiców. On sam z uśmiechem na ustach korzystał ze swoich "pięciu minut". Każdemu chętnie opowiadał swoją historię i dużo czasu spędzał na rozmowach z mediami. Zdania są i będą podzielone. Jedni twierdzą, że nie powinien startować w Korei, bo jest w pewien sposób uprzywilejowany, inni uważają, że po udokumentowaniu, iż nie ma z powodu protez żadnych korzyści, może biegać ze wszystkimi. W tej sprawie głos zabrał też prezydent IAAF Senegalczyk Lamine Diack. "Pistorius musi się zdecydować. Jeśli chce startować w igrzyskach olimpijskich, powinien zrezygnować z udziału w paraolimpiadzie. Nie można łączyć tych dwóch imprez" - uważa. W Daegu nie martwił się jednak o to. W biegu indywidualnym odpadł wprawdzie w półfinale, ale nie ukrywał radości. Miał jeszcze szansę na wywalczenie medalu wraz z kolegami na 4x400 m. Pobiegł na pierwszej zmianie, bo tylko na niej mógł, i z trzecim czasem awansował z nimi do finału. Tam już jednak nie wystąpił. "Jestem załamany, ale to jest decyzja sztabu szkoleniowego oraz zawodników. Muszę ją uszanować i zrobię to" - zapewnił. Po finale cieszył się ogromnie, bo koledzy wywalczyli srebro.