Sport powoli budzi się do życia. Nie jest to jeszcze stan pełnej normalności, ale sportowcy na całym świecie dostosowują się do nowych możliwości, jakie stoją przed nimi z racji stopniowego "odmrażania" sportu i znoszenia kolejnych obostrzeń. Przez cały czas trwania pandemii profesjonalni lekkoatleci starali się znaleźć swoje własne sposoby na realizację planów treningowych. Zamknięte stadiony, siłownie, brak możliwości pracy w grupach, a nierzadko również przymusowa kwarantanna sprawiały, że z dnia na dzień spora grupa zdana była jedynie na względne utrzymywanie formy. Teraz, zdaniem byłego sportowca, profesora Kingstona Millsa, bieganie jest tą dyscypliną, która wkrótce może wrócić do nowej normalności. "Z pewnością trening biegowy jest działaniem niskiego ryzyka. Nie ma co do tego wątpliwości. Dwie lub trzy osoby biegające w górach lub nad brzegiem rzeki nie są niebezpieczne. Wirus jest przenoszony, kiedy kaszlesz i kichasz, więc jeśli ktoś ma infekcję i nie wie, że ją ma, może przekazać ją komuś, kto siedzi w tym samym pokoju lub gdzieś w pobliżu. W biegu wiatr jednak bardzo szybko zdmuchnie wirusa, a szanse na jego złapanie są bardzo niewielkie" - powiedział ekspert z zakresu immunologii eksperymentalnej. Zdaniem profesora z Trinity College w Dublinie ogromne ryzyko stanowią z kolei duże wydarzenia sportowe jak maratony, podczas których na ulicach w jednym czasie znajduje się tysiące biegaczy i kibiców. Większe szanse na wznowienie mają zdecydowanie imprezy o charakterze elitarnym. "Wydaje mi się, że zawody o charakterze mistrzowskim mogłyby przebiegać bez problemu, a biegi na dystansie do 400 m, gdzie masz własną linię na torze, nie stanowią większego problemu. Myślę, że problem dotyczy widzów" - dodał Mills. Profesor, który sam kiedyś osiągał bardzo dobre wyniki na dystansie maratonu (2:13.55), studzi emocje u tych, którzy liczą, że wkrótce pobiegną w tak dużej imprezie masowej. Według niego jest to jeszcze daleka perspektywa, a optymizmu nie dodaje fakt, że wciąż nie wiemy, jak długo może w rzeczywistości potrwać walka z wirusem, o wynalezieniu szczepionki, nie wspominając. Problemem wydają się podróże lotnicze oraz zgromadzenie ludzi z różnych zakątków świata. Profesor wskazuje też na proces recyrkulacji powietrza w samolocie za pomocą filtrów, które mogą przepuszczać małe cząstki wirusa. Sposobem na wznowienie rywalizacji na świeżym powietrzu ma być dostosowanie się do zagrożenia. Dobrym pomysłem są starty rozłożone w czasie. "Może to działać podobnie jak w wyścigach szosowych. Możliwy jest system, w którym sportowcy startują w różnych etapach. Podczas jazdy na czas, każe się każdemu zawodnikowi zachować odstęp. Może to potrwać 20 sekund. Myślę, że byłby to świetny spektakl. Gdyby ustawić najlepszego biegacza na samym końcu, a najsłabszego na pierwszym miejscu, ten najlepszy próbowałby złapać tych słabszych. Myślę, że byłoby to bardzo dobre na te czasy" - zaproponował Mills. Profesor nie zgadza się z tym, że zawody sportowe mogą wrócić tylko wtedy, gdy zostanie wynaleziona szczepionka. Nie przyjmuje też do wiadomości opcji odwołania igrzysk w przypadku, gdy szczepionka nie zostanie wynaleziona. "Nie zgadzam się z filozofią oczekiwania na szczepionkę. Jestem jej wielkim zwolennikiem, bo nad nią pracuję, ale nie sądzę, że słuszne jest twierdzenie, że będzie można wznowić imprezy sportowe dopiero po wynalezieniu szczepionki" - dodał profesor Kingston Mills. AB