INTERIA.PL: Kto będzie bardziej zmęczony w przyszłą niedzielę, pan czy zawodnicy? Marek Tronina (dyrektor Maratonu Warszawskiego): - Zdecydowanie jestem bardziej zmęczony. Od lat twierdzę, że przebiec maraton to żadna sztuka w porównaniu z jego zorganizowaniem. Fizycznie jeszcze czuję się OK, ale psychiczny wysiłek jest ogromny, zresztą nie tylko mój, ale wszystkich ludzi zaangażowanych w to wydarzenie. Kilka lat temu nie spałem prawie przez miesiąc. Poprowadziliśmy trasę przez wąską bramę przy Cytadeli i co noc budziłem się przerażony, że zawodnicy tam utkną i zrobi się po prostu korek. Na szczęście tak nie było. Teraz jest dużo spokojniej. Ale nigdy nie jest tak, że nic nas nie jest w stanie zaskoczyć. Ranga maratonu cały czas rośnie. Frekwencyjnie jesteśmy już na 14. miejscu w Europie. Będzie jeszcze lepiej? - Pod względem liczby uczestników ciężko nas porównywać z biegami w Londynie (36672 uczestników - przyp. red) czy Berlinie (34350 - przyp. red.), bo jest to zupełnie inna skala. Sportowo i organizacyjnie jesteśmy jednak bardzo mocni. Nie dość, że nie mamy się czego wstydzić, wręcz możemy być dumni z pozycji naszego maratonu w Europie. Wystarczy pojechać na jakiś zagraniczny bieg i porozmawiać z cudzoziemcami, którzy startowali u nas. Po prostu są zachwyceni Warszawą. PZU Maraton Warszawski to nasz eksportowy produkt i teraz nasza praca musi się skupiać na tym, aby jeszcze mocniej wzmacniać jego markę poza granicami. Jednym ze sposobów na podniesienie frekwencji jest ściągnięcie większej liczby zagranicznych. W tej edycji wystartuje ich około tysiąca. - To około 10% całości, więc tutaj mamy pole do działania. Trzeba zintensyfikować działania promocyjne poza granicami, żeby odsetek cudzoziemców rósł. Mamy przykłady maratonów z Pragi czy Sztokholmu, gdzie startuje połowa zagranicznych biegaczy. Warszawa nie ma wprawdzie takiej rangi międzynarodowej jak wspomniane wcześniej miasta, ale nie musimy się też napinać na takie statystyki, jakie oni mają. Na starcie i tak zobaczymy zawodników ze znakomitymi rekordami życiowymi. Zabraknie za to ubiegłorocznego zwycięzcy Yareda Sheguno. Dlaczego? - Nie było sensu, żeby startował. Przecież on niedawno biegł w mistrzostwach Europy w Zurichu. On pewnie mógłby pobiec, a gdyby się spiął, to mógłby nawet uzyskałby niezły czas, tylko powstaje pytanie, co dalej. Nie ma co szafować zdrowiem zawodnika. Teoretycznie mógł być "zającem", ale to dyskredytowałoby jego klasę. Pozostali Polacy? - Wątpię, aby nasi zawodnicy odegrali jakąś rolę podczas biegu, choć zawsze mogą trafić się niespodzianki. Nasza impreza odbywa się w trakcie trwania wojskowych mistrzostw świata, nasi długodystansowcy mają swoje zobowiązania, bo sporo z nich to wojskowi, do tego niedawno odbyły się mistrzostwa Europy, do tego dochodzą urazy niektórych, lista nam się wykruszyła. Kto będzie faworytem 36. PZU Maratonu Warszawskiego? - Mamy bardzo mocną i wyrównaną czołówkę. Moim zdaniem bieg powinien wygrać Kenijczyk Victor Kipchirchir, ale to tylko mój typ. On zrobił na mnie świetne wrażenie na Półmaratonie Warszawskim. Widziałem, z jaką wielką łatwością wygrał ten bieg, teraz jestem bardzo ciekawy czy tak samo lekko będzie biegł na dystansie dwa razy dłuższym. Wiemy, że trasa tego biegu, nie będzie się szczególnie różniła od tej z poprzedniego roku. - Jedyną zmianę mamy na Mokotowie, gdzie zawodnicy pobiegną niedawno wybudowaną ulicą Nowobukowińską. Start tradycyjnie będzie na Moście Poniatowskiego, a meta na Stadionie Narodowym. Na starcie nie zabraknie debiutantów. Jakie ma pan dla nich rady na ostatni dni przed biegiem? - Najważniejsze to teraz nie zrobić sobie krzywdy. Tutaj już nie ma czego wytrenować. Cała strategia ostatnich dziesięciu dni sprowadza się, żeby niczego nie popsuć, przygotować sprzęt do biegania i to oczywiście nie nowy, tylko taki, w którym wcześniej się trenowało. Także w żywieniu nie ma już miejsca na żadne eksperymenty. No i lekkie treningi. Chodzi tu głównie o intensywność. Ostatni mocniejszy trening powinien być 10-12 dni przed startem, czyli powiedzmy 10-kilometrowy bieg z dystansem 3x3 kilometry w tempie startowym powinien być optymalny, to w zupełności wystarczy. A dla tych, którzy nie startują? Najlepiej przygotowania do następnego maratonu zacząć już dziś. Nie ma złego momentu na rozpoczynanie przygody z bieganiem. Autor: Krzysztof Oliwa