Dwa tygodnie przed szwajcarską imprezą, podczas mistrzostw Polski w Szczecinie, od początku konkursu widać było, że złota medalistka marcowych zawodów w Sopocie utyka. Po oddaniu pierwszego skoku zastanawiała się nawet nad rezygnacją z rywalizacji. Potem rozpoczął się wyścig z czasem. - Nie jest to nic groźnego, ale ból odczuwam przy każdym odbiciu. To skutek przeciążenia. Krótko mówiąc kość lewej nogi ociera o ścięgno. Na szczęście udało się! Sztab medyczny PZLA postawił mnie na nogi, za co jestem wszystkim osobom bardzo wdzięczna - powiedziała. Lićwinko po eliminacjach trochę ponarzekała na pogodę i tartan. - Rano było bardzo chłodno więc miałam ze sobą zestaw jak na zimową wyprawę - ciepłe ubrania, a także koc. Poza tym jak dla mnie podłoże jest za twarde, źle się czuję na takiej nawierzchni - oceniła. Czego się spodziewa po niedzielnym finale? Czy brak utytułowanej Chorwatki Blanki Vlasic ma jakieś znaczenie? Na te oraz inne podobne pytania Lićwinko odpowiedziała: - Nie analizowałam listy startowej, nie rozglądałam się kto jest, kogo nie ma. Nie chcę się tym sugerować, bo po co. Zamierzam dać z siebie wszystko, skupić się na wykonywaniu jak najlepszych skoków, a jaki będzie efekt - zobaczymy. Eliminacje są zmorą, nie tylko dla mnie. Pierwszy etap już za mną. Teraz finał, i to jest najważniejsze. Trenerem zawodniczki, z domu Stepaniuk, jest jej mąż. Oboje karierę zaczynali tak samo - od zawodów szkolnych w rodzinnych stronach. Kamila w Bielsku Podlaskim, Michał - w Brzozowej koło Jaświł. Prawdziwa przygoda ze sportem zaczęła się od Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Białymstoku, do której oboje trafili. - Nie pamiętam, kiedy zobaczyliśmy się po raz pierwszy. Pewnie na inauguracji roku szkolnego. Inicjatywa bycia razem wyszła z mojej strony, ale trochę to trwało - wspomniał Michał Lićwinko. - Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Uczucie rodziło się długo, w bólach, ale w końcu zostaliśmy parą - dodał. W finałowym konkursie wystąpi również mistrzyni Polski Justyna Kasprzycka (AZS AWF Wrocław).