Zbigniew Czyż, Interia: Wakacje się skończyły i właśnie wrócił pan do pracy. Pierwszy trening pod okiem nowego szkoleniowca Szymona Ziółkowskiego był wymagający? Paweł Fajdek, czterokrotny mistrz świata w rzucie młotem: Padam z nóg... Ledwo żyję, mam kosmiczne zakwasy, choć ogólnie jest bardzo przyjemnie. Dziś spacerowaliśmy po górach 17 kilometrów w deszczu. Proszę mi wierzyć, dla kogoś z wagą powyżej 100 kilogramów to nie jest łatwa sprawa. Na razie, z uwagi na pandemię, nie ma mowy o jakichkolwiek zajęciach w hali, wszystko jest zamknięte, nie jest łatwo. I tak codziennie będziecie spacerować po górach? - Tak, ten obóz górski jest po to, żeby się wzmocnić, rozruszać, żeby w późniejszym etapie było łatwej wejść w inne obciążenia. Nasze zajęcia tak będą wyglądać codziennie do 11 listopada. Będziemy spacerować raz dłużej, raz krócej. Jesteśmy tutaj pierwsi, niebawem dołączą do nas inni sportowcy, m.in. Piotr Lisek, Paweł Wojciechowski i biegacze. Kiedy zapadła decyzja, że pan zmienia trenera? - Ta decyzja tak naprawdę zapadła już bardzo dawno temu. Z Jolantą Kumor byliśmy umówieni na współpracę do igrzysk w Tokio. Dawno temu było ustalone, że ja po pewnym czasie zmienię trenera. Igrzyska zostały przełożone na przyszły rok, myśleliśmy z Jolą, że potrenujemy jeszcze przez rok, ale wspólnie doszliśmy do wniosku, że jednak nie. Jola też zdecydowała, że praca z nowym trenerem wyjdzie mi na dobre. Pan jednak ostatecznie zakomunikował tę decyzję Jolancie Kumor. Trudno było? - Tak jak mówiłem, to była wspólna decyzja. Nie są to jednak jakieś straszne rzeczy. Ja teraz po prostu chciałbym czerpać wiedzę od osoby, która niedawno była w mojej sytuacji i dokładnie wie, co powinno się dalej robić. Nie chcę teraz samemu szukać czegoś nowego i próbować, bo to nie jest odpowiedni czas. Mamy dziewięć miesięcy, żeby jak najlepiej przygotować się do igrzysk. Czego pan oczekuje od Szymona Ziółkowskiego? - Najkrócej mówiąc oczekuję owocnej współpracy. Z Szymonem znam się od dwunastu lat. Ja tak naprawdę rozpoczynałem swoją karierę u boku Szymona Ziółkowskiego. Zawsze był na tych najważniejszych zawodach. Jego uwagi już wtedy były zawsze słuszne i trafne. Rozmowy z Szymonem Ziółkowskim, o nawiązaniu z panem trenerskiej współpracy, potoczyły się szybko? - Najpierw były między nami, potem z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki. Najdłużej trwało zdobycie przez Szymona uprawnień trenerskich. We wrześniu i październiku musiał przejść odpowiednie kursy i szkolenia. Miał szczęście, że zdążył, bo od listopada wszystkie kursy zostały odwołane. Wstępnie był pomysł, żebyśmy rozpoczęli współpracę po igrzyskach, ale wyszło inaczej i zaczęliśmy wcześniej. Rozumiecie się bez słów? - Najważniejsze, że mam do niego zaufanie. Myślę, że Szymon będzie doskonale wiedział, jakie dawki treningu aplikować, bo sam niedawno był w podobnej sytuacji, a ja już jestem po trzydziestce. Chodzi mi właśnie o te doświadczenia, które on ma już za sobą. Szymon Ziółkowski zdobył złoty medal igrzysk olimpijskich w Sydney w 2000 roku, a panu brakuje do bogatej kolekcji sukcesów właściwie tylko tego, złota. Mówiąc pół żartem, pół serio, może oczekuje pan od nowego trenera jakiejś wskazówki, jak to zrobić? Nowy trener obiecał złoto? - W sporcie nie można nic obiecać, bo trzeba się po prostu szykować na różne scenariusze. A ja już w życiu kilka scenariuszy przerabiałem. Nasz plan jest jednak taki, żeby to upragnione złoto olimpijskie zdobyć. Na pewno będziemy walczyć. Ze zdrowiem wszystko dobrze? - Tak. Ten rok niemal w całości odpuściłem, po to, żeby więcej potrenować właśnie teraz przed igrzyskami. Zaliczyłem jedynie pięć startów. We wrześniu i październiku przechodziłem roztrenowanie. Jest już plan przygotowań na kolejne miesiące? - Do 11 listopada jesteśmy w Karpaczu. Od 15. będziemy trenować przez dwa tygodnie w Spale. Potem krótka przerwa i ponownie dwa tygodnie treningów w grudniu. W styczniu chcielibyśmy wyjechać za granicę, jeżeli oczywiście będzie to możliwe. Gdzie konkretnie? - Zbyt dużego pola manewru niestety nie mamy. Myślimy o Stanach Zjednoczonych. W grę wchodzi też Republika Południowej Afryki. W kolejnych miesiącach przed igrzyskami chcielibyśmy pojechać do Portugalii, może na Teneryfę. To są kierunki, które wydają się najbardziej realne. Jeżeli jednak pandemia będzie dalej szaleć, to potrenujemy w Polsce. Rzucanie młotem w styczniu, lutym, marcu u nas w kraju nie jest jednak prostym zadaniem, dlatego chcielibyśmy jednak gdzieś wyjechać. Pandemia spowodowała u Pawła Fajdka bardzo duże straty finansowe? - Jeżeli chodzi o finanse z zawodów, to są to bardzo duże straty. Mówi się jednak trudno. Tak po prostu wyszło i trzeba już o tym zapomnieć. Przede mną pięć bardzo trudnych lat startów. W każdym czeka mnie ważna mistrzowska impreza i będzie szansa na zrekompensowanie strat. Rozmawiał Zbigniew Czyż