W świecie wyśrubowanych do granic możliwości rekordów i ciągłej chęci bycia najszybszym sięganie po nowe możliwości z zakresu doboru sprzętu, czy innych aspektów, mających usprawnić drogę do zwycięstwa to rzecz oczywista. Podstawowy sprzęt biegacza - buty, stały się w ostatnim czasie przedmiotem dyskusji, czy to już doping technologiczny. Łączenie biegania w konkretnym modelu obuwia z nieczystym zachowaniem w sporcie to dla jednych za dużo, zaś dla innych kontrowersyjna zagrywka, bez której być może niemożliwe byłoby złamanie granicy dwóch godzin na królewskim dystansie. Kiedy Eliud Kipchoge pobił nieoficjalny rekord świata w maratonie, przebiegając linię mety na ulicach Wiednia, osiągając historyczny rezultat 1:59:40.2, ludzie otwierali usta ze zdumienia. Wyliczenia statystyczne, które towarzyszyły temu wyzwaniu, są dla większości ludzi nie do pojęcia. 14 minut i 10 sekund to średnie tempo, jakie wówczas wyśrubował Kenijczyk. Podczas analizowania całego wyzwania uwagę przykuwały rzecz jasna buty. Nike Vaporfly stał się przedmiotem dyskusji. W tym samym modelu rekord świata w maratonie kobiet ustanowiła przecież Brigid Kosgei (2:14:04). Podejrzane stało się to, że kenijska lekkoatletka pobiegła szybciej o ponad minutę od będącej przed nią na szczycie tabeli Pauli Radcliffe. Na początku roku World Athletic ogłosiła nowe zasady dotyczące obuwia do biegania. Tydzień po tej informacji Nike zaprezentowało nowy model butów, które legalnie wymijają przepisy. Parametry techniczne modelu Nike Air Zoom Alphafly Next% są zgodne z wytycznymi organizacji lekkoatletycznej. Buty z rekordowych maratonów miały trzy płytki z włókna węglowego i specjalną piankę. Model pojawił się na rynku w 2016 roku. Nowe regulacje zakładają, że podeszwa nie może mieć więcej niż 40 mm. Nowe Alphafly mają... 39,5 mm, zbudowane są z dzianinowej cholewki i pojedynczej wkładki z włókna węglowego. Mają też amortyzację ZooomX i zauważalne gołym okiem kapsułki z powietrzem Zoom Air. Od teraz buty nie mogą też być owiane tajemnicą przed premierowym startem, czyli muszą być dostępne w sprzedaży minimum cztery miesiące przed zawodami, gdzie w stawce jest gra o pieniądze. Jak piszą zagraniczne media, firma stara się również, aby legendarny i owiany ostatnio złą sławą model Vaporfly mógł być legalnie wykorzystywany przez sportowców. Jak reklamowano wcześniej, model mógł pozwolić biegaczom na osiąganie nawet o cztery procent lepszego czasu w zawodach. Czy to dużo? Dla zawodowca to przepaść. Eksperci na całym świecie zastanawiają się także nad tym, czy teraz dostęp do sprzętu będzie decydującym czynnikiem tego, kto zwycięży. Pojawiają się opinie, że zwycięzcą może nie okazywać się już faktycznie najlepszy, ale najlepiej wyposażony przez swojego sponsora sportowiec. Inna sprawa, że przed uzyskaniem wsparcia sponsorskiego, zawodników może być nie stać na super szybkie buty. Reżim treningowy i cała masa wyrzeczeń to jedno. Wybór pomiędzy zwykłym obuwiem, dostępnym dla setek tysięcy biegaczy, a ultranowoczesnym rozwiązaniem, które być może sprawi, że ktoś wpadnie na metę nawet kilka lub kilkanaście sekund szybciej, jest kuszący i wręcz oczywisty. Biegacze wspomagani przez konkretnego sponsora biegają w tym, co dostaną. Jeśli zatem na nogach mogą mieć uchodzące za najszybsze na świecie buty, bo trafili pod skrzydła producenta kontrowersyjnych modeli, wykorzystają taką okazję. Nie mogą zresztą wybrać opcji od któregoś z konkurencyjnych producentów. Technologiczny wyścig z Alphafly Next% w roli głównej najprawdopodobniej będziemy mieli okazję oglądać za parę miesięcy podczas igrzysk olimpijskich. Aleksandra Bazułka