Poprzeczkę zawieszoną na wysokości dwóch metrów Lićwinko atakowała w tym sezonie kilkukrotnie. Za każdym razem spadała. Po raz ostatni próbowała w sobotę podczas mistrzostw Polski, w których triumfowała wynikiem 1,95 m. "Jest we mnie ogromny niedosyt, mam nadzieję, że uda się to wykorzystać i tę energię spożytkować w Londynie. Tyle razy starałam się już skoczyć dwa metry i ciągle mi nie wychodzi, a wiem, że jestem na to przygotowana" - podkreśliła. Zresztą tę magiczną w kobiecym skoku wzwyż barierę już pokonała, ale w hali. Rekord życiowy ze stadionu nadal wynosi 1,99 m. "Jestem w tej chwili przygotowana na to, by skakać grubo ponad dwa metry, ale na razie nic się nie zgrywa. Najlepsza forma będzie jednak w Londynie i mam nadzieję, że to wykorzystam" - dodała. Lićwinko teraz jest w Białymstoku. Trenuje i załatwia prywatne sprawy, ale na ostatnie osiem dni przenosi się do Spały. Tam będzie chciała się wyciszyć, odpocząć i skupić na rywalizacji o medale MŚ. "Teraz największym moim problemem jest rozbieg. Nie biegam go płynnie, nie przyspieszam w końcówce. Teraz nad tym się skupimy. Wiele już nie zmienię, ale muszę sobie to ułożyć w głowie i to powtórzyć na zawodach. Nie celuję wcale w dwa metry. Chcę uzyskać w Londynie lepszy rezultat, bo wiem, że mnie na to stać. Poza tym, by stanąć na podium będzie trzeba naprawdę wysoko skakać" - uważa halowa mistrzyni świata 2014. Wówczas w Sopocie na najwyższym stopniu podium stanęła z Marią Kucziną (obecnie Lasickiene). Rosjanka, która startuje pod neutralną flagą, jest zdecydowaną liderką tego sezonu. Jedenaście razy skoczyła 2 metry lub wyżej, a najlepszy rezultat uzyskała 6 lipca w Lozannie - 2,06 m. "Trudno mi powiedzieć, czy jestem w stanie z nią nawiązać walkę. Nie było mi dane w tym roku spróbować skoku powyżej dwóch metrów. Aczkolwiek wiem, że jestem dobrze przygotowana i mam takie wewnętrzne przeczucie, że wszystko jest na dobrej drodze, ale oczywiście Marysia jest w bardzo dobrej dyspozycji i pokazała to wielokrotnie. Jest z kim walczyć" - oceniła Lićwinko. Trenująca ze swoim mężem Michałem zawodniczka podkreśliła, że przed nią w Londynie jeszcze też eliminacje. A te również do łatwych nie należą. "Czuję się w tej chwili bardzo pewnie. Jak podchodzę do wysokości nie ma żadnego lęku. Z sezonu na sezon nabieram pewności. Zeszły sezon był dla mnie ogromnym doświadczeniem. Bardzo mocno przeżyłam to, co stało się w Rio de Janeiro i cieszę się, że się pozbierałam, bo w tym sezonie najsłabszy start był na poziomie 1,93 m. Naprawdę nie mam na co narzekać i tylko cierpliwie czekać, żeby wykorzystać swoją dyspozycję" - zaznaczyła. Lekkoatletka Podlasia Białystok już w zeszłym roku miała nadzieje na medal docelowej imprezy. W igrzyskach w Rio zajęła dziewiąte miejsce z przeciętnym wynikiem 1,93 m. "Długo nie mogłam o tym zapomnieć i się w sobie zebrać, żeby znowu zawalczyć. Podejrzewam, że to się odbiło na moim starcie w halowych mistrzostwach Europy Belgradzie, ale potem znowu poczułam spokój. Różne myśli przechodziły przez głowę. Ostatecznie postanowiłam spróbować, żeby sobie nigdy w życiu nie zarzucić tego, że zakończyłam karierę po nieudanych igrzyskach. Zrobiłam to wyłącznie dla siebie, by za kilkanaście lat nie powiedzieć, że popełniłam błąd" - przyznała. Na razie Lićwinko nie chce jednak deklarować swojego startu w igrzyskach w Tokio. "Nie chcę wybiegać do przodu. W tym sezonie żyję ze startu na start. Tak sobie obiecałam. Nie nakręcałam się, nie napalałam. Po każdym występie cieszyłam się z tego, co osiągnęłam, czekając na kolejny. Będę się rozliczać dopiero po mistrzostwach świata, aczkolwiek czuję dosyć duży niedosyt. To chyba dobry znak, że jestem po prostu w formie i muszę to wykorzystać" - uznała. Eliminacje skoku wzwyż w mistrzostwach świata w Londynie zaplanowane są na 10 sierpnia.