"Biało-czerwoni" zdobyli 43 medale mistrzostw świata, z których aż osiem przed dwoma laty w Pekinie. Czy naszym reprezentantom uda się powtórzyć ten historyczny wynik? Można przyjąć, że jeden już mamy i to złoty, bo porażka Anity Włodarczyk jest w praktyce nierealna. Szef PZLA Henryk Olszewski liczy na pięć medali, na sześć-siedem krążków stawia Tomasz Majewski. Nasz dwukrotny mistrz olimpijski, a obecnie wiceprezes związku, wyliczył, że mamy dziesięć realnych szans. - Wszystko musiałoby perfekcyjnie wyjść, żebyśmy przywieźli dziesięć medali. Jeśli zdobędziemy siedem, to będzie dobrze. Oby było więcej! - ocenia Edward Stawiarz, który specjalizował się w biegach długodystansowych i maratońskich. Adam Kszczot ma szansę, Rafał Omelko sprawi niespodziankę? W jego specjalności trudno dzisiaj liczyć na sukcesy "Biało-czerwonych". Podobnie zresztą jak w innych konkurencjach biegowych. W Europie się liczymy, ale gdy do walki wchodzą zawodnicy z Afryki i Ameryki, zdobycie medalu graniczy z cudem. Dwa lata temu dokonał tego Adam Kszczot, który w biegu na 800 m wywalczył srebro. Wystarczy jednak rzut oka na tabelę najlepszych tegorocznych wyników (ma dopiero 34. rezultat), żeby zrozumieć, jak trudne będzie miał w Londynie zadanie. - Tabele światowe na to nie wskazują, ale co innego mityngi, na których biegnie "zając", a co innego mistrzostwa świata. Szybkość Kszczota daje mu duże szanse, tym bardziej że bardzo rozsądnie podchodzi do przygotowań, czego przykładem start na mistrzostwach w Białymstoku także na 1500 m. Sprawdził w ten sposób możliwości wytrzymałościowe, co jest ważne w kontekście czekających go trzech biegów na mistrzostwach świata: eliminacjach, półfinale i finale - podkreśla Edward Stawiarz. - Analizując wyniki mistrzostw Polski, można powiedzieć, że jest jeden wielki plus w porównaniu z poprzednimi mistrzostwami. To Rafał Omelko w biegu na 400 m. Może sprawić miłą niespodziankę. Jest na dobrej drodze, aby poprawić wynik Roberta Maćkowiaka z mistrzostw w Edmonton (44,84 s; drugi wynik w historii polskiej lekkoatletyki - red.) - przekonuje Edward Stawiarz, który wciąż nie może odżałować, że wówczas po znakomitym biegu w półfinale nasz reprezentant doznał kontuzji podczas rozgrzewki przed finałem i nie mógł pobiec. Omelko chciałby w Londynie złamać granicę 45 sekund. Oprócz Maćkowiaka, dokonał tego tylko jeden Polak - Tomasz Czubak w 1999 roku, gdy na mistrzostwach świata w Sewilli uzyskał 44,62 s. Rekord Polski na 1500 m poprawił za to kilka dni temu Marcin Lewandowski, ale wynik 3.34,04 jest dopiero 20. na światowej liście. Problemy sztafety Drugi czas na liście światowej ma za to sztafeta 4x400 m kobiet. Tutaj jednak trzeba postawić znak zapytania, bo choć Iga Baumgart pobiła niedawno "życiówkę", to Justyna Święty leczyła ostatnio kontuzję. - Bardzo liczę na sztafetę. Jamajki i Amerykanki zawsze się zbiorą na mistrzostwa świata. Ciekawe, jak będzie z Niemkami i Brytyjkami? Niepokoi kontuzja Justyny, bo była najmocniejszym punktem sztafety. Co do męskiej sztafety, to patrząc na skład, doszło w niej do zmiany pokoleniowej. Są to młode chłopaki, z przyszłością, ale licząc na sukcesy, trzeba mieć zawodników biegających poniżej 46 sekund - powiedział Edward Stawiarz. Liderzy jadą po swoje, a kto zaskoczy? Na medale możemy więc liczyć w konkurencjach technicznych, aczkolwiek i w nich konkurencja rośnie. - To dla nas niepokojące, że Afrykanie zaczynają odgrywać coraz większą rolę w takich konkurencjach, jak rzuty - wskazuje Edward Stawiarz. Liderami naszej reprezentacji są oczywiście otwierający światową tabelę w rzucie młotem Anita Włodarczyk i Paweł Fajdek. Duże szanse na medale mają także inni nasi lekkoatleci, którzy zajmują miejsca w czołówce zestawień najlepszych tegorocznych wyników: młociarz Wojciech Nowicki (2.), tyczkarze Paweł Wojciechowski (2.) i Piotr Lisek (5.), czy w skoku wzwyż Kamila Lićwinko (3.) oraz Sylwester Bednarek (5.). Nie można skreślać dyskoboli. Dalej od Roberta Urbanka rzucało w tym roku tylko czterech zawodników, a wielkim atutem Piotra Małachowskiego jest doświadczenie. Kto może zaskoczyć? Malwina Kopron, która na MP cieszyła się z "życiówki" i piątego wyniku na świecie? - Tak, ale trzeba byłoby rzucić dwa metry dalej - ocenia Edward Stawiarz. Może oszczepnik Marcin Krukowski, który na tych samych zawodach pobił rekord Polski (88,09 m)? - Poziom w tej konkurencji jest bardzo wysoki. Dwóch Niemców rzuca po 90 metrów, jest też Kenijczyk Julius Yego (aktualny mistrz świata i wicemistrz olimpijski - red.). Co innego, gdyby Krukowski ustabilizował się na tym poziomie i regularnie osiągał takie wyniki, jak na mistrzostwach Polski - przekonuje Edward Stawiarz. Wunderteam i dziury w kadrze Po ubiegłorocznych mistrzostwach Europy w Amsterdamie, które zakończyliśmy na pierwszym miejscu w tabeli medalowej, pojawiły się opinie, że mamy nowy Wunderteam. Trzeba jednak powiedzieć sobie wprost, że waga medali na ME spada, poza tym nie da się ukryć, że mamy trochę dziur w kadrze. - Zanosiło się na to, że pojawił się nam wielki talent w sprintach - Ewa Swoboda, ale jej kariera wyhamowała. Tak samo w biegach przez płotki. Nie mówię już nawet o biegach długich. Z kolei chodziarze wypełniają minima (Rafał Augustyn ma 3. wynik na 50 km - red.), ale później okazuje się, że nie wystarczy szybko chodzić, ale trzeba też poprawnie technicznie, a w różnych krajach różnie sędziowie na to patrzą. Niepokoi mnie, że kompletnie załamała się kobieca tyczka - tłumaczy Edward Stawiarz. Poprzednie mistrzostwa świata nasza reprezentacja zakończyła na szóstym miejscu w klasyfikacji medalowej (3 złota, srebro i 4 brązowe medale) i na ósmym w punktowej. Czy jednak te wyniki wskazują prawdziwe miejsce naszej lekkoatletyki? Edward Stawiarz ucina krótko: - Proszę zwrócić uwagę, że na mistrzostwach Polski seniorów są konkurencje, w których startuje pięciu-sześciu zawodników! Podniecamy się, ale nieszczęściem polskiej lekkoatletyki jest to, że kiedyś, chociażby w Wawelu Kraków, miałem 15-20 biegaczy na treningu, i to na przyzwoitym poziomie, a teraz? Zero. Jak mówią bracia Czesi: To se ne vrati. Lekkoatletyka ma ten sam problem, co choćby biegi narciarskie. Zawodnicy kończący wiek juniora nie mogą liczyć na wsparcie finansowe i wielu z nich rzuca sport. Chcąc doczekać się kolejnego Wunderteamu, musimy zbudować system, który pozwoliłby najzdolniejszym przetrwać najtrudniejszy okres w karierze. To konieczność, której nie zmieni liczba medali, jakie zdobędą "Biało-czerwoni" na mistrzostwach w Londynie. Edward Stawiarz przekonuje, że rozwój młodych zawodników jest równie ważny, jak sukcesy gwiazd: - Cieszą mnie postępy młodych zawodników. To się liczy, bo niestety, ale czas robi swoje. Niektórzy już się przymierzają do igrzysk w Tokio, tymczasem trzy lata w sporcie to naprawdę mnóstwo czasu, a przecież nie da się bez końca, z roku na rok, dokładać obciążeń treningowych, bo skończy się kontuzjami. Mirosław Ząbkiewicz