"Bieg był trudny, bo nie spodziewałem się, że tak szybko rywale zaczną. W 23,8 s pierwsze 200 m. Wiedziałem, że to nie dla mnie, dlatego zacząłem zwalniać. Było bardzo dużo przepychanek, szarpania, ale znalazłem swoją pozycję. Patrzyłem cały czas na zegar i zacząłem przesuwać się do przodu. Na 500 m do mety czułem, że zaczynają z tyłu na mnie napierać i się zbliżają. Jak tylko usłyszałem pierwsze kroki z prawej strony, to postanowiłem też się przesuwać" - opowiadał o swoim biegu Kszczot. I tak się przesuwał, że minął wszystkich rywali. Na metę pierwszego półfinału dotarł jako pierwszy, uzyskując czas 1.46,24. A potem powiedział: "Ten bieg mnie dużo nie kosztował". Zresztą był też najwolniejszy ze wszystkich trzech. Zarówno Lewandowski - 1.45,93, jak i Rozmys - 1.46,10 mieli od niego lepsze rezultaty. Nie zajęli jednak w swoich seriach drugich miejsc i w finale nie wystąpią. "Ten bieg to było zwycięstwo nad sobą. Bardzo bym chciał stanąć na podium w Londynie. To jest jednak 800 m, widzieliście co się dzieje" - podkreślił Kszczot i dodał, że w mistrzostwach świata nie liczy się jeden występ. Trzeba przebrnąć najpierw eliminacje, a potem półfinał, by w ogóle myśleć o medalach. "Do tego potrzebna jest pewność siebie. Cztery dni, trzy biegi. To dużo, ale ja w trakcie sesji treningowych przy takim układzie każdy bieg miałem szybszy. Tego się teraz też spodziewam" - powiedział. On jest wprawdzie doświadczony - wicemistrz świata sprzed dwóch lat, dwukrotny mistrz Europy, pięciokrotny medalista imprez halowych. A mimo wszystko przyznaje, że stres przed wtorkowym finałem będzie. "Trzeba jednak myśleć pozytywnie. Na pewno spotkam się z psychologiem Janem Blecharzem, będzie krótka analiza tego, co za nami i przygotowanie do finału" - zapowiedział. Mniej szczęśliwy był Lewandowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz). On chciał też medal. Dwukrotnie mistrzostwa świata kończył na czwartej pozycji. "Tragedia. Tlenowo czuję się super, ale jest ciężko mięśniowo. Jestem za słaby w tym momencie. Nie był to mój dzień. Nie stać mnie na więcej w tej chwili, bo taktycznie rozwiązałem ten bieg idealnie" - ocenił. Na metę dotarł jako trzeci. Jeszcze mógł liczyć na awans z czasem, ale w ostatniej serii rywale byli szybsi. Przed sobą ma jeszcze rywalizację na 1500 m. "Moim marzeniem był jednak finał na 800 m. Chciałem jeszcze raz dać sobie szansę powalczyć o medal mistrzostw świata. Nie udało się. Nie czuję się na tym dystansie spełnionym zawodnikiem i może już nie będę" - mówił smutny. W całkowicie innym humorze był 22-letni Rozmys (UKS Barnim Goleniów). Dla niego sam przyjazd na mistrzostwa świata był sukcesem. "Pokazałem się z dobrej strony. Cieszę się, bo biegałem tutaj z najlepszą ekipą, jaką mogłem sobie wymarzyć. Z moim ulubieńcem Etiopczykiem Mohammedem Amanem. Jestem jego fanem od ośmiu lat, także cieszę się, że mogłem z nim rywalizować. To dla mnie wielkie przeżycie i ogromne doświadczenie, które na pewno zaprocentuje w następnych latach" - przyznał. Brązowy medalista młodzieżowych mistrzostw Europy ma wystąpić także na dystansie 1500 m. "Na razie nie chcę niczego przesądzać i nie wiem, czy dam radę. Dwa najbliższe dni o tym zadecydują, zobaczymy, jak się będę czuć. Warto by było wystąpić, nawet jeśli odpadłbym w eliminacjach" - powiedział. Finał biegu na 800 m zaplanowano na wtorek na godz. 22.35 czasu polskiego. Z Londynu - Marta Pietrewicz