Sytuacja na mecie maratonu to mistrzostwa w pigułce. Źle działająca strona internetowa przeszła już do historii i przez większość dziennikarzy zgodnie oceniana jest, jako najgorsza od czasów, gdy internet stał się powszechnym sposobem komunikacji. To ona stała się w niedzielę przyczyną ogromnego zamieszania. I to nie po raz pierwszy, ale tym razem niezwykle bolesnego. Jak bowiem może się czuć sportowiec, który w upale przebiegł ponad 42 kilometry, z uśmiechem na ustach pozował do zdjęć, krzycząc przy tym z radości, który po kilkunastu minutach zostaje z tego brutalnie odarty. Zawieszenie strony spowodowało, że przez dłuższy czas Polska widniała na trzeciej pozycji w klasyfikacji generalnej. Nie przez minutę, dwie, trzy. Dość powiedzieć, że zdążyli przez ten czas przejść przez strefę mieszaną i udzielić wywiadów. Mariusz Giżyński był wyraźnie wzruszony. To on przybiegł na metę jako pierwszy z "Biało-Czerwonych". Po kilku minutach dołączyli do niego Henryk Szost i Arkadiusz Gardzielewski. Dziękowali kibicom, których na trasie było wielu. Nikt na miejscu nie był w stanie wyprowadzić ich z błędu... Ostatecznie w klasyfikacji drużynowej, do której liczy się suma czasów trzech najlepszych zawodników, Polska zajęła piąte miejsce za Włochami, Hiszpanią, Austrią i Szwajcarią.