"Nie ma co wchodzić w szczegóły, bo to temat dla fachowców. Kibice błędów na pewno nie widzieli. To są małe szczegóły, dla innych niezauważalne. Byłoby super, gdybym metr dorzucił, ale do olimpijskiego konkursu jest jeszcze miesiąc i odpowiednia forma powinna przyjść w Rio de Janeiro" - powiedział kapitan reprezentacji Polski. W sobotę w Amsterdamie zwyciężył odległością 67,06. "Swoją drogą to ciekawe. Mistrzostwa w Barcelonie były w 2010 roku. Tam wygrałem wynikiem 68,87. Postarzałem się o sześć lat, uzyskałem dziś rezultat dużo gorszy i... ponownie stanąłem na najwyższym stopniu podium". Jak zaznaczył, zdaje sobie sprawę, że nie było tu utytułowanego Niemca, ale... "Dysk to nie tylko Robert Harting, który leczy kontuzję. Następuje zmiana pokolenia, i to takiego, które szokować będzie wynikami". Na pytanie czy się stresował, Małachowski odpowiedział: "Nie ma takiego sportowca, który byłby tego elementu pozbawiony. Może być stres pozytywny i negatywny, ale zawsze towarzyszy on sportowej rywalizacji. Ja dziś sobie poradziłem". Co po Amsterdamie? "Powrót do Polski, w niedzielę ślub w rodzinie, w poniedziałek poprawiny, we wtorek Festiwal Rzutów im. Kamili Skolimowskiej we Władysławowie". Drugie miejsce zajął w Amsterdamie wicemistrz świata Belg Philip Milanov - 65,71, a trzecie utytułowany Estończyk Gerd Kanter - 65,27.