Bezkompromisowy, cholernie ambitny, posiadający zawsze własne zdanie i konfliktowy - tak opisują go w skrócie jego najbliżsi. Nie ma łatwego charakteru i sam doskonale o tym wie, ale przez kibiców jest uwielbiany, a w historii światowej lekkoatletyki napisał ważny rozdział. Ma osiem medali imprez mistrzowskich, w tym najcenniejsze złoto igrzysk z Londynu (2012). Jego kariera jest nierozerwalnie związana z Małachowskim. Niemiecki dyskobol wielką popularność zdobył dziewięć lat temu. Konkurs w mistrzostwach globu - w tym samym kole, w którym w środę po raz ostatni powalczy o medal, ale tym razem mistrzostw Europy, kibice i dziennikarze wspominają do dziś. Na prowadzeniu był Małachowski. Wszystko wydawało się rozstrzygnięte. Ostatnia kolejka. Zostały do oddania dwa rzuty - Niemca i Polaka. Harting wszedł do koła i... przerzucił Małachowskiego. On nie potrafił już odpowiedzieć, a reprezentant gospodarzy w szale radości rozerwał przed trybunami koszulkę. Od tego czasu właśnie z tym był kojarzony i robił tak zawsze, gdy zdobywał złoto. Teraz w Berlinie można znaleźć plakaty z napisem: "ostatni krzyk Hartinga". To jednak nie jedyny znak, że z lekkoatletycznej sceny znika wielka postać. Jeden z wieżowców w centrum miasta ma iluminację z jego postacią, a magazyn komiksowy "Micky Maus" wypuścił na rynek specjalny numer, w którym głównym bohaterem jest Harting. Oficjalnie po raz ostatni Niemiec pojawi się w kole 2 września na mityngu ISTAF, oczywiście w Berlinie. To właśnie do tego miasta się przeprowadził z Cottbus, mając 17 lat i jak podkreśla - to jego miejsce na ziemi. Stadion Olimpijski jest jego drugim domem. Ale już w środę wieczorem po raz ostatni będzie miał okazję powalczyć o medal imprezy mistrzowskiej. Biletów praktycznie nie ma. Wszyscy chcą pożegnać Hartinga. Szanse na podium ma niewielkie. Rzutem na taśmę zakwalifikował się do reprezentacji. "Problemy zdrowotne doprowadziły do tego, że nie jestem w stanie dalej rywalizować. Mam już trzy medale mistrzostw Europy, w tym dwa złote. Jako dobry gospodarz dam teraz wygrać innym" - powiedział. Bo nie chodzi teraz o zwycięstwo. A o coś znacznie więcej. Harting, choć może wydawać się twardym gościem, bardzo emocjonalnie podchodzi do swojego ostatniego startu. "Tu gdzie wszystko się zaczęło, też oficjalnie się kończy. To mój ostatni start na międzynarodowej scenie i ogromnie się cieszę na spotkanie z publicznością. Moje ciało nie ułatwia mi zadania, ale zrobię wszystko, by was nie zawieść" - obiecał. To on doprowadził do odrodzenia się rzutu dyskiem w Niemczech. W tym sezonie aż pięciu zawodników wypełniło minimum na mistrzostwa Europy. Stał się idolem wielu młodych sportowców, ale i zwykłych ludzi. Jest w kraju jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci. "Jest osobą, która nigdy nie uciekała od prawdy. Swoją opinią często prowokował, skłaniał do przemyśleń i działań. Nie miało dla niego znaczenia, czy ktoś jest politykiem, działaczem, czy zwykłym człowiekiem. Zawsze mówił to, co myślał. Trochę dziwnie się czuję, że nie spotkam go już w kole, odchodzi mój wielki idol, dzięki któremu wybrałem trenowanie rzutu dyskiem. Rozumiem jednak sytuację. Jego organizm mówi dość, a po sporcie człowiek też chce jeszcze w miarę normalnie funkcjonować. Nasza konkurencja nie należy do tych uprawianych dla zdrowia" - wyjawił brązowy medalista ostatnich igrzysk Daniel Jasinski. I właśnie problemy ze zdrowiem skłoniły Hartinga do powiedzenia: "dość". "Mam za sobą najtrudniejszy rok w karierze. Ciągła walka z bólem. Doszło do tego, że nie mogę spać na miękkich materacach, bo trudno mi potem normalnie funkcjonować. Nie mówię już nawet o treningu, a o zwyczajnym życiu" - przyznał. Stosunki Harting - Małachowski nie zawsze były dobre. Nie jest tajemnicą, że rywalizacja była na tyle silna, że przez lata obaj nie potrafili znaleźć wspólnego języka. Zmieniło się to w ostatnich sezonach i Małachowski przyznaje: "zdarzyło nam się kilka razy napić wódki". "Trochę szkoda, że nie będziemy mogli razem na igrzyskach olimpijskich w Tokio zakończyć kariery, ale rozumiem jego decyzję. Nasza rywalizacja zaczęła się w 2005 roku, podczas mistrzostw Europy do lat 23 w Erfurcie" - wspomina dwukrotny wicemistrz olimpijski. Przeszedł cztery operacje kolana, walczył z bólem pleców, biodra, mięśni brzucha. Trudno wskazać część ciała, w której nie doszło do choć drobnego urazu. "Praca z Robertem nie była nigdy łatwa. On jest perfekcjonistą, a ponadto ekstremalnie ambitnym sportowcem ze swoimi wizjami i przekonaniami. Stracił też przez to wielu sponsorów, bo po prostu nie umiał nigdy trzymać języka za zębami" - stwierdził jego menedżer Marcel Goellnitz. Bardzo dużo mówi się także o jego konflikcie z... bratem Christophem, który poszedł jego śladami i w 2016 roku został mistrzem olimpijskim w rzucie dyskiem. "Mamy tych samych rodziców, jesteśmy obaj mistrzami olimpijskimi w tej samej konkurencji. To jedyne rzeczy jakie nas łączą. Poza tym dzieli nas nie tylko sześć lat, wzrost i waga, ale wszystko, co możliwe. Umówiliśmy się jednak, że ze względu na naszych rodziców nigdy nie będziemy o sobie mówić publicznie. Szanuję jego osiągnięcia i mam nadzieję, że kiedyś będę mógł poszczycić się większymi" - powiedział młodszy z Hartingów. Ostatnim akcentem jego kariery będzie film, który powstawał przez ostatni rok. A sam Harting patrząc teraz wstecz przyznaje: "Podchodziłem do sportu zbyt poważnie. Sukces był dla mnie najważniejszy. Ostatnie lata, gdzie toczyłem głównie walkę z kontuzjami, wiele mnie nauczyły. Więcej niż te, w których byłem na szczycie". W jego dorobku jest złoto igrzysk (2012), trzy tytuły mistrza świata (2009, 2011, 2013) i jeden srebrny medal (2007), dwa tytuły mistrza Europy (2012, 2014) i srebro tej imprezy (2010).