Z poprzednich, w 2009 roku w Berlinie, ekipa "Biało-czerwonych" przywiozła osiem medali. Złote zdobyli Anna Rogowska (tyczka) i Anita Włodarczyk (młot), srebrne - Monika Pyrek (tyczka), Tomasz Majewski (kula), Piotr Małachowski (dysk), Szymon Ziółkowski (młot), a brązowe - Kamila Chudzik (siedmiobój) i Sylwester Bednarek (wzwyż). Tym razem dorobek polskich lekkoatletów jest skromny. W trzynastej edycji imprezy IAAF, która od 27 sierpnia do 4 września odbywała się w Daegu w Korei Południowej, jedyny medal, złoty, zdobył tyczkarz Paweł Wojciechowski. Na czwartych miejscach uplasowali się: Karolina Tymińska (siedmiobój), Żaneta Glanc (dysk), Łukasz Michalski (tyczka), Marcin Lewandowski (800 m) i męska sztafeta 4x100 m. "Sukces z 2009 roku rozbudził nadzieje wielu kibiców na nie mniejsze osiągnięcia w Korei, zwłaszcza, że w zespole było sześcioro medalistów z Berlina. W międzyczasie, w ubiegłym roku, doszło dziewięć medali (dwa złote, dwa srebrne i pięć brązowych) mistrzostw Europy w Barcelonie. Dlaczego zatem w Daegu wypadliśmy tak słabo? I w życiu, i w sporcie też bywa, że po tłustych latach przychodzą chude. Idzie fala sukcesów, a po niej fala niepowodzeń" - wspomniał Januszewski, członek zarządu PZLA. "Niepowodzenia części naszych zawodników mogą wynikać z cieplarnianych warunków jakie zostały im stworzone. Dobrobyt usypia determinację i potrzebę poszukiwania rezerw. Wiem to też z własnego doświadczenia. Im trudniejsze miałem warunki, tym lepsze wyniki, chociaż nigdy nie byłem w pełni zadowolony i nie upajałem się sukcesami, nawet po tym, jak zostałem mistrzem Europy. Do igrzysk w Londynie jest jeszcze czas na wyciągnięcie wniosków z występu w Daegu" - dodał były rekordzista kraju w biegu na 400 m przez płotki (48,17 w Budapeszcie 20.8.1998). Po latach sukcesów polskich lekkoatletów w tej konkurencji na mistrzostwach Europy, świata oraz igrzyskach olimpijskich, w Korei Południowej nie było nikogo w biało-czerwonym stroju. "W sporcie tworzą się samoistnie fale i nie bardzo mamy na nie wpływ. Rywalizacja nie do końca jest przewidywalna. To naturalne, że są i sukcesy, i porażki" - zaznaczył trzykrotny uczestnik mistrzostw świata (Ateny 1997, Sewilla 1999, Edmonton 2001). Przypomniał, że rekord kraju Ryszarda Szparaka z 1983 roku, poprawił po 15 latach. "Tyle trzeba było czekać w Polsce na międzynarodowe sukcesy płotkarzy na 400 metrów. Początek naszej +fali+ to rok 1992, kiedy to w barcelońskiej olimpiadzie wystartował Paweł Woźniak, mój kolega z warszawskiej Skry, szkolony wtedy przez obecnego prezesa PZLA Jerzego Skuchę. Kontynuacja sukcesów - zarówno kobiet, jak i mężczyzn, od kolejnych igrzysk w Atlancie, to era trenera Janusza Iskry. Do tej grupy trafiłem również ja" - wspomniał Januszewski. "Teraz wiemy, że to był początek pasma sukcesów, ale nie przypuszczam, aby wtedy było jakieś szczególne zainteresowanie tą konkurencją. Wiedza, doświadczenie lub ignorancja części trenerów była pewnie podobna, jak dziś. Choć teraz szkoleniowcy mają dużo więcej możliwości podpatrywania i wymiany doświadczeń międzynarodowych, także przez internet, nie wykorzystują tego należycie" - zaznaczył sześciokrotny mistrz Polski. Olimpijczyk z Atlanty i Sydney podkreślił, że zawodnicy pokroju Marka Plawgo, "nie rodzą się corocznie, a zadaniem PZLA jest przede wszystkim wyszukiwanie lekkoatletycznych pereł i stwarzanie im warunków do rozwoju". Plawgo 28 sierpnia 2007 roku odebrał Januszewskiemu rekord kraju (48,12) i jest obecnie najlepszym polskim płotkarzem na dystansie 400 metrów. Zmaga się jednak z kontuzjami, które nie pozwoliły mu zakwalifikować się do narodowej drużyny i wystartować w Daegu. Podobnie jest z Anną Jesień. Oboje zdobyli ostatnie medale (brązowe) dla Polski w MŚ na 400 m przez płotki (w 2007 roku w Osace). Paweł Januszewski lekkoatletyczną przygodę zaczynał w klubie Spartakus Pyrzyce. Był też zawodnikiem Skry Warszawa i krakowskiego Wawelu. Wyczynową karierę zakończył w 2004 roku z powodu kontuzji. Jednak nadal aktywnie uprawia sport - nie tylko biega, ale także gra w piłkę nożną. Od 5 lat startuje w ekstremalnym Biegu Katorżnika w Lublińcu; pokonał też maratoński dystans. W tym roku po raz pierwszy zorganizował "Wałecki bieg filmowy". Jest również pomysłodawcą cyklicznych spotkań dla miłośników ruchu pod hasłem "Biegam Bo Lubię", które odbywają się w każdą sobotę w kilkunastu miastach, m.in. w Warszawie, Gdańsku, Wrocławiu, Katowicach, Lublinie i Białymstoku.