Podobnie jak osiem lat temu w Madrycie, tak i w sobotę w Goeteborgu Rogowska zajęła drugie miejsce w zimowych mistrzostwach kontynentu. Dwa lata temu w paryskiej hali Bercy wygrała konkurs. Mistrzyni świata z Berlina (2009), która od niedawna współpracuje z byłym trenerem Moniki Pyrek, Wiaczesławem Kaliniczenką, skoczyła 4,67, tyle samo co Holly Bleasdale. O złotym medalu zadecydowała dogrywka, a ta przyniosła sukces Brytyjce. - Czuję ogromną radość. Spodziewałam się lepszych skoków w tym konkursie, ale przedłużające się eliminacje zabrały sporo sił. Nie tylko mnie, także rywalkom. Dziś mam srebrny medal. To jest dla mnie jak wygrana, po tak ciężkim sezonie halowym - powiedziała Rogowska. Jak przyznała, tym razem utrzymała nerwy na wodzy, chociaż nie wszystko rozgrywało się po jej myśli w ostatnich zawodach. - W Sztokholmie, gdzie nie zaliczyłam pierwszej wysokości, miałam różne myśli. Do momentu kiedy nie rozłożył mnie wirus, wszystko wyglądało znakomicie. Z pewnością choroba miała wpływ na cały zimowy sezon. Priorytetem na lato jest utrzymanie powtarzalności. Na pewno podczas mistrzostw świata w Moskwie trzeba będzie skakać zdecydowanie wyżej niż tutaj, gdzie po raz pierwszy w karierze przystąpiłam do dogrywki - dodała. Na temat zmiany szkoleniowca powiedziała, że po tylu latach pracy z mężem przyda się jej coś nowego. - Trener Kaliniczenko to znakomity fachowiec. Przed nami jest jeszcze dużo pracy, ale mamy nadzieję, że wysokie skakanie przyjdzie w letnim sezonie. Prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Jerzy Skucha podkreślił, że sukces Broniatowskiej, halowej mistrzyni kraju na 3000 m, to bardzo miła niespodzianka. - Przed zawodami oceniłem, że mamy trzy mocne punkty: Annę Rogowską, Adama Kszczota na 800 m i Marcina Lewandowskiego na 1500 m. Natomiast wspomniałem, że liczę także na miłe niespodzianki. I pierwszą z nich, bo przed nami jeszcze niedziela, jest medal Broniatowskiej, która pobiegła bardzo przytomnie, jak niezwykle doświadczona zawodniczka, a niedawno skończyła dopiero 23 lata - powiedział Skucha. Dodał, że prędzej spodziewałby się medalu mistrzyni Polski Danuty Urbanik (KKS Victoria Stalowa Wola), albo też Angeliki Cichockiej (ULKS Talex Borzytuchom), które również wystartowały na dystansie 1500 m. W sobotnim finale od startu do mety prowadziła pochodząca z Etiopii reprezentantka Szwecji Abeba Aregawi - 4.04,47. Na drugiej pozycji uplasowała się Hiszpanka Isabel Macias - 4.14,19. Tuż za nią finiszowała podopieczna Zbigniewa Króla, która uzyskała czas 4.14,30. - Na pewno jest to dla mnie samej niespodzianka, że zdobyłam ten medal. Ale w głębi serca na niego liczyłam. Wiedziałam, że mam szansę jeżeli bieg będzie prowadzony w wolnym tempie. Poza tym chciałam coś udowodnić, bo jeden pan w telewizji ocenił, że nie mam szans na medal - powiedziała Broniatowska. Jak przyznała, wszystko ułożyło się w sobotę po jej myśli. - Oczywiście, że się bałam, bo to moja pierwsza impreza takiej rangi. Wykonałam jednak plan. Wiele jeszcze przede mną, by odnosić sukcesy także na stadionie. Po pierwsze muszę próbować poprawić rekord życiowy. Dzisiaj na pewno będę świętować zdobycie medalu. To jest także zasługa... Mam ze sobą talizman - łańcuszek od dziadka. I to on mi pomógł - dodała. O medal walczyć będzie w niedzielę Adam Kszczot (RKS Łódź). Pochodzący z Konstantynowa zawodnik od jesieni trenuje z Królem. W półfinale starał się jak najmniejszą utratą sił awansować do najlepszej szóstki. - Zacząłem bieg spokojnie i to mi się opłaciło. Dwieście metrów pokonałem w tempie około 26,8 sekundy. Będąc za rywalami mogłem ich kontrolować i spokojnie wygrać, ale celem było wejście do finału. Są teraz dwa-trzy warianty taktyczne na ostateczną rozgrywkę. Muszę być przygotowany na każdą wersję rozwoju wydarzeń. Wiele zależy od losowania torów. Wierzę, że uda mi się wywieźć stąd medal. Czuję się dobrze, zwłaszcza na ostatnich dwustu metrach - zaznaczył. Z trójki polskich lekkoatletów, którzy wystartowali w eliminacjach na dystansie 1500 m, do finału awansowali Marcin Lewandowski (SL WKS Zawisza Bydgoszcz) i Bartosz Nowicki (WKS Śląsk Wrocław). Odpadł Szymon Krawczyk (AZS AWF Wrocław). W niedzielnym finale wystąpi także halowy wicemistrz Polski w skoku o tyczce Robert Sobera (AZS AWF Wrocław), który w eliminacjach wynikiem 5,60 poprawił rekord życiowy. - Był to dla mnie bardzo fajny, udany konkurs. Od 5,20 zaliczyłem wszystkie próby za pierwszym razem. Pasował mi przede wszystkim rozbieg, jest znakomity. Po 5,60 atakując 5,70 sięgnąłem po twardszą tyczkę, której dotychczas nie używałem. No i może gdybym miał jeszcze jedną próbę, to pokonałbym tę wysokość. Pomógł mi tutaj trener Anny Rogowskiej i Piotra Liska, Wiaczesław Kaliniczenko - powiedział 22-letni Sobera. Najlepsze w tym roku wyniki na świecie uzyskali w przedostatnim dniu mistrzostw Rosjanka Darja Kliszyna w skoku w dal 7,01 oraz Włoch Daniele Greco w trójskoku 17,70.