Jamajczyk jest największą gwiazdą lekkoatletyki ostatnich lat. Trzykrotny złoty medalista igrzysk olimpijskich w Pekinie i mistrzostw świata w Berlinie, do Daegu przyjechał powtórzyć tamte wyczyny. Od niedzieli wiadomo jednak, że tak się nie stanie. Falstart w finale sprintu pozbawił go szans na obronę tytułu, który wywalczył jego rodak i partner treningowy Yohan Blake. Drugie miejsce przypadło Amerykaninowi Walterowi Dixowi, a trzecie Kimowi Collinsowi z St. Kitts i Nevis. - Po pierwsze chciałby pogratulować mojemu koledze Yohanowi Blake'owi i innym zawodnikom, którzy wywalczyli medale - przyznał rekordzista świata na 100 i 200 m. - Oczywiście jestem bardzo rozczarowany, że nie miałem okazji bronić tytułu z powodu falstartu. Dobrze się czułem w czasie wcześniejszych biegów i byłem gotowy biec szybko w finale. Ciężko pracowałem, żeby przygotować się do tych mistrzostw i wszystko wyglądało dobrze. Teraz muszę jednak iść dalej i nie ma sensu, bym rozwodził się nad przeszłością. Przede mną start na 200 m, a potem w sztafecie 4x100 m i kilka innych biegów do końca sezonu - dodał. Dyskwalifikacja Bolta rozpętała dyskusję czy przepis, wprowadzony w 2009 roku, o wykluczeniu zawodnika już za pierwszy falstart, jest słuszny. Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych nie zamierza jednak go zmieniać. - Zasady to zasady i w tym momencie takie obowiązują. O ile wiem na razie nie ma decyzji, żeby na posiedzeniu zarządu się zajmować tym tematem - powiedział rzecznik IAAF.