Brązowa medalistka igrzysk w Atenach, mistrzyni świata sprzed czterech lat z Berlina, nie zdołała pokonać swojej pierwszej wysokości kwalifikacyjnej - 4,45. - Ten start, ale i cały sezon był dla mnie nieudany. Bardzo mi przykro, że zawiodłam kibiców. Praca, którą włożyłam nie przyniosła spodziewanych efektów, a wręcz przeciwnie. Czy to było ryzykowne zaczynać od 4,45? Nie wiem, to jest wysokość na której zawsze zaczynałam i nie miałam nigdy problemów - powiedziała Rogowska. - Po raz pierwszy nie awansowałam, ale kiedyś musiało się to w końcu stać. Teraz będę kibicować Jelenie Isinbajewej. To jest ostatni sezon Rosjanki, a że współpracuję z jej trenerem, trzymam za nią kciuki - mówiła nasza zawodniczka. Jej najbliższe plany? - Jeszcze nie wiem. Mam mieszane uczucia, co dalej i nie ukrywam, że jest mi przykro. Włożyłam bardzo dużo pracy w ten sezon i nie wyglądało to aż tak źle, żeby tutaj miało to tak się skończyć. Byłam przekonana, że będzie dobrze.