"W każdym zawodzie są różne trudności. Ludzie dochodzą do swoich Everestów ciężką harówką, często mają pod górkę. Moja praca to sport, nierzadko potwornie wyczerpujące treningi, ale to był mój wybór i nie narzekam, mimo że spędzam po 300 dni w roku na zgrupowaniach. Bieganie to moja miłość, moja pasja. Uwielbiam się ścigać, rywalizować" - podkreśliła mistrzyni Polski na 800 i 1500 m. Pytana na jaki dystans decyduje się w Rio de Janeiro, wskazała na ten dłuższy, ale zaznaczyła, że nie rezygnuje całkowicie z 800 m. Po igrzyskach wystartuje jeszcze w jakiś mityngach. Wysoko też oceniła współpracę z Tomaszem Lewandowskim, bratem Marcina, który w Amsterdamie zdobył srebrny medal na 800 m. "Od początku nasza współpraca szła w dobrym kierunku. Czas działał na korzyść, trener z każdym miesiącem lepiej poznawał nie tylko mój charakter, ale przede wszystkim organizm" - oceniła. Finałowa rywalizacja rozpoczęła się w bardzo wolnym tempie, przez co wszystkie zawodniczki "szły" ławą. Po dzwonku, sygnalizującym ostatnie okrążenie, mocno szarpnęła Etiopka z holenderskim paszportem Sifan Hassan. "Doszło w takich sytuacjach do przepychanek. Na szczęście nie było kolizji, żadna zawodniczka się nie przewróciła, a ja nie zaplątałam się gdzieś między nimi. Myślałam wyłącznie o dobrej taktyce. Na ostatniej prostej moje nogi nie zawiodły. Wierzę w dobro losu, ale mam też charakter fajterki" - zaznaczyła. Urodzona w Kartuzach 28-letnia Cichocka podkreśliła, że podstawą sukcesów jest odpowiednia praca. Sporo zdrowia i serca, z którym miała problemy, włożyła w treningi w Afryce i szwajcarskich Alpach. Po niedzielnym sukcesie "nie nakręca się" na dalsze. "Niczego nie będę obiecywać, żadnych deklaracji odnośnie startu w Rio de Janeiro. Na pewno dam z siebie wszystko, a za to, co dostałam już, dziękuję trenerowi, rodzinie, mężowi, znajomym i kibicom" - mówiła uradowana mistrzyni Europy.