Po 14 latach Międzynarodowa Federacja Koszykówki (FIBA) powróciła do systemu kwalifikacji do mistrzostw Europy czy świata w trakcie sezonu ligowego. Dotychczas terminem, w którym kibice koszykówki mogli zobaczyć reprezentację Polski, było lato, gdy odbywały się mecze sparingowe i w zależności od roku eliminacje bądź imprezy mistrzowskie. EuroBasket rozgrywany był co dwa lata, a najlepsze zespoły kwalifikowały się do mistrzostw świata. Polacy na koszykarskim mundialu grali tylko raz, ale miało to miejsce 50 lat temu w Urugwaju. W kolejnych latach w promocji przeszkadzał im albo niekorzystny bilans koszowy w kwalifikacjach, albo porażki w decydujących meczach mistrzostw Europy. FIBA od kilku lat przebudowuje system eliminacji do najważniejszych imprez. Zaczęła od kobiet, gdzie w trakcie rozgrywek ligowych odbywały się już kwalifikacje do tegorocznych mistrzostw Europy w Czechach. W przypadku kobiet zmiany udało się wprowadził łatwo, bo i Międzynarodowa Federacja Koszykówki miała ku temu więcej narzędzi - zarządza najważniejszymi klubowymi rozgrywkami Euroligą, w terminach wyznaczonych przez FIBA nie gra też WNBA. W przypadku męskiej koszykówki już tak łatwo nie było, co odbiło się na składach poszczególnych reprezentacji. Od dawna było wiadomo, że sezonu nie przerwie NBA, ale FIBA liczyła na porozumienie z Euroligą, która okazała się jednak nieugięta. Przedstawiciele Euroligi argumentowali swoje stanowisko brakiem porozumienia z NBA i z tego powodu nie przełożyli zaplanowanej na czwartek i piątek kolejki. Szukając porozumienia, FIBA nieco ponad miesiąc temu zmieniła termin pierwszych spotkań kwalifikacyjnych z czwartku na piątek, licząc na przesunięcie kolejki Euroligi. Do niczego takiego jednak nie doszło. Doszło nawet do tego, że część klubów grających w Eurolidze bądź starających się o miejsce w tych rozgrywkach jawnie zakazała swoim graczom przyjazdu na kadrę. Problem dotknął w dużej części najmocniejszych europejskich federacji, w tym Litwę, z którą jesteśmy w grupie, ale nie ominął także Polski oraz naszych pierwszych rywali Węgrów. Z powodu rozgrywanego w tym samym dniu spotkania w Eurolidze do Bydgoszczy nie przyjechał kapitan kadry Adam Waczyński (Unicaja Malaga), zgody na grę w "Biało-czerwonych" barwach nie dostał też od francuskiego ASVEL-u A.J. Slaughter. Węgrzy muszą sobie radzić bez koszykarza Barcelony Adama Hangi. Trener Mike Taylor miał niewiele czasu na spokojne treningi z zawodnikami, ponieważ zgrupowanie rozpoczęło się w niedzielę, a wielu kadrowiczów do Bydgoszczy dotarło jeden dzień później. Z większością graczy Amerykanin współpracuje jednak od lat, w tym podczas wrześniowego EuroBasketu, dlatego model pracy w każde naszym kadrowiczom był doskonale znany. Także rywal nie powinien stanowić większych tajemnic, gdyż na krótko przed mistrzostwami Europy gościł na turnieju w Legionowie. "Biało-Czerwoni" swój ostatni sprawdzian przed imprezą wygrali 74:64, a najlepszym zawodnikiem był Przemysław Karnowski, który robił różnicę w polu trzech sekund (21 punktów i 13 zbiórek). Początek spotkania to sporo nieskutecznej gry z obu stron, a jako pierwsi emocje opanowali Polacy, obejmując prowadzenie 12:6. Grający prostą koszykówkę Węgrzy w pierwszych minutach spotkania niedokładność w ataku, nadrabiali walecznością pod koszem. Właśnie ta nieustępliwość, połączona z mądrym i szybkim powrotem do obrony sprawiła, że "Biało-czerwoni" stracili swoją moc w ataku, a wejścia pod kosz, kończyły się pudłami bądź stratami. Od ósmej minuty spotkania do 14. Polacy nie potrafili uzyskać ani jednego punktu, nie byli w stanie wymusić też przewinienia, po którym stanęliby na linii rzutów wolnych. Grający cierpliwie Madziarzy rozkręcali się z kolei z każdą minutą. W połowie drugiej odsłony przegrywaliśmy 14:22, a Akos Keller przestrzelił także łatwy rzut na zbudowanie dwucyfrowej przewagi. To co nie udało się Węgrom po akcji środkowego, wyszło naszym rywalom kilka minut później. Potężny wsad Rosco Allena, który poderwał z miejsc nieliczną grupę dziennikarzy z Węgier, oraz rzut Janosa Eilingsfelda wyprowadził gości znad Dunaju na prowadzenie 29:18. Przed przerwą naszej drużynie udało się jednak zmniejszyć straty do siedmiu punktów. Podczas sparingu w Legionowie pierwsza połowa ze wskazaniem na Polaków była na styku, ale kluczową dla losów zawodów przewagę ludzie Mike'a Taylora potrafili zbudować w trzeciej kwarcie. Tę część meczu w Bydgoszczy rozpoczęliśmy nieźle, nie pozwalając przy tym rywalom na zdobycie punktów w czterech kolejnych posiadaniach piłki, stopniowo zaczęliśmy wykazywać się także większą cierpliwością przy rozgrywaniu piłki. Pierwszy raz szansę na doprowadzenie do remisu mieliśmy przy wyniku 31:34, ale akcja naszej drużyny zakończyła się stratą i punktami z kontry Vojvody. Kadrowicze nie stracili jednak głowy, potrafili też zwiększyć swoją aktywność pod tablicami. W całej pierwszej połowie zebraliśmy tylko jedną piłkę w ataku, podczas gdy łupem rywali padło sześć takich piłek. Po zmianie stron na tendencja uległa zmianie, co zaczęło się także odbijać na wyniku. Na długo oczekiwane prowadzenie Polaków wyprowadził wejściem pod kosz Michał Sokołowski. Węgrzy dwukrotnie odrabiali straty, ale za każdym razem podrywał ich gracz radomskiej Rosy. Niezwykle ważna, także pod względem psychicznym akcja, miała miejsce w 35. minucie. Po rzucie Karola Gruszeckiego Przemek Karnowski trzykrotnie skakał do zbiórki, ale gdy wykorzystał swoją siłę fizyczną, potrafił ją złapać, po czym oddał do ustawionego na obwodzie "Sokoła". Ten trafił trójkę, a po chwili kolejną dołożył inny rezerwowy Tomasz Gielo. Polacy prowadzili wówczas 53:47 i tej przewagi, mimo ambitnych prób rywali, nie wypuścili już z rąk, choć Madziarzy zbliżali się jeszcze na odległość jednego rzutu z gry. Oprócz Sokołowskiego na uwagę zasługuje występ Kamil Łączyńskiego, który w ostatniej chwili znalazł się w kadrze w miejsce Slaughtera. Powołania rozgrywającego Anwilu Włocławek do reprezentacji jeszcze przed EuroBasketem domagało się wielu kibiców i ekspertów. Taylor Łączyńskiego pominął, nie podał także jego nazwiska przy pierwszej selekcji. 28-letni zawodnik ostatecznie znalazł się jednak w Bydgoszczy i miał wyraźną tremę tylko w pierwszej połowie. Po zmianie stron dobrze regulował tempem gry (blisko 15 minut na parkiecie w drugiej połowie), miał też 6 asyst i rzucił 2 punkty. Kolejne spotkanie w ramach eliminacji do mistrzostw świata Polacy rozegrają w niedziele w Kłajpedzie z Litwą. Następne mecze zostały zaplanowane na luty i czerwiec 2018. Do kolejnej fazy awansują trzy najlepsze drużyny z grupy. W drugim etapie będziemy mieli tylko cztery sześciozespołowe grupy - wyniki z poprzednich meczów zostaną zachowane. Spotkania zostaną rozegrane we wrześniu i listopadzie 2018 roku oraz w lutym 2019 roku. Do mistrzostw świata zakwalifikują się po trzy najlepsze drużyny w grupie (łącznie 12 zespołów). Z Bydgoszczy Adam Wall Polska - Węgry 70:60 (14:16, 8:13, 17:11, 31:20) Polska: Mateusz Ponitka 17, Michał Sokołowski 14, Damian Kulig 7, Tomasz Gielo 7, Aaron Cel 6, Łukasz Koszarek 5, Przemysław Karnowski 5, Przemysław Zamojski 5, Kamil Łączyński 2, Karol Gruszecki 2; Węgry: Zoltan Perl 18, David Vojvoda 15, Rosco Allen 11, Janos Ellingsfeld 6, Benedek Varadi 6, Kemal Karahodzic 2, Szilard Benke 2, Andras Rujak 0, Akos Keller 0, Marko Filipovity 0, Levente Juhos 0, Peter Kovacs 0;