ME Eurobasket 2017 zostanie rozegrany w dniach 31 sierpnia - 17 września w czterech krajach: Turcji (dwie areny w Istambule), Finlandii (Helsinki), Izraelu (Tel-Awiw) i Rumunii (Kluż-Napoka).Polska trafiła do Grupy A, będzie swe mecze rozgrywała w Helsinkach, a jej rywale to: Grecja, Francja, Finlandia, Islandia i Słowenia.Dwa wysoko wygrane mecze kontrolne z Czechami były dla pana szczególnie udane. Można powiedzieć, że był pan w nich trzecim liderem zespołu, po Mateuszu Ponitce i Damianie Kuligu... Tomasz Gielo: Na pewno fajnie, że te występy się udały, ale wydaje mi się, że jest za wcześnie, by klasyfikować moją pozycję w drużynie. Jesteśmy na wstępnym etapie jej budowania. Dopiero będą następowały pierwsze selekcje zawodników. Z upływem czasu będzie się krystalizowało, kto jaką rolę będzie miał w zespole. Wyróżniał się pan już w ubiegłorocznych kwalifikacjach, więc aspiracje pewnie są wyższe? - Jest to mój kolejny rok z kadrą. Sezon w Hiszpanii też dał mi dużo pewności siebie. Jestem gotowy pełnić w reprezentacji większą rolę, ale nie zamierzam za wszelką cenę coś komuś udowadniać. Staram się po prostu jak najlepiej wykonywać moje zadania, zarówno w ataku, jak i obronie. Od trenera zależy ułożenie naszej drużyny tak, żeby każdy miał swoją rolę i był z niej zadowolony. Jaką rolę Mike Taylor przypisuje panu? - Miałem okazję parę razy rozmawiać z trenerem w trakcie zgrupowania w Wałbrzychu. Mówił, że widzi, iż z roku na rok robię postępy i bardzo mu to odpowiada. Wzmocniłem się fizycznie przed tym zgrupowaniem, więc wydaje mi się, że jestem w dobrej formie. Mam podobną sytuację jak w zeszłym roku, kiedy grałem na pozycji numer 4. Teraz na zgrupowaniu ćwiczyli i grali na niej także Aaron Cel i Mathieu Wojciechowski, którzy również wykonali kawał dobrej roboty. Tak naprawdę jeszcze za wcześnie, żeby mówić o jakichś wykrystalizowanych rolach. Najważniejsze, że w drużynie panuje bardzo dobra atmosfera, że wszyscy chcą ciężko pracować. Każdy stara się udowodnić trenerom i samemu sobie, że należy mu się miejsce w kadrze. Czy jest rozważana pana rola jako specjalnego "plastra" dla przeciwnika? W zespołach rywali w mistrzostwach Europy jest wielu mocnych koszykarzy, którym być może trzeba będzie przydzielić indywidualną opiekę. - Rzeczywiście, takie rozmowy się pojawiają, ale - jak mówię - jesteśmy po pierwszym zgrupowaniu. Dopiero co wdrożyliśmy nasz system gry. Dobre jest to, że wiemy, czego się spodziewać, bo już czwarty rok z kolei pracujemy z tym samym szkoleniowcem, co jest bardzo ważne dla zawodników. Przyszłość pokaże, jak to będzie wyglądało. Jeżeli trener będzie miał dla mnie zadanie, żeby któregoś z rywali zatrzymać w obronie, to obiecuję, że dam z siebie wszystko. Tutaj nie chodzi o to, żeby każdy starał się pokazać zdobywaniem punktów czy innymi statystykami, ale żeby był w stanie poświęcić swoje własne ego i indywidualne cele na rzecz celów drużynowych. Wszystkim zależy na udowodnieniu, że polska reprezentacja z roku na rok robi stały postęp. Jak pan oceni swój sezon w lidze hiszpańskiej, gdzie występował pan w Joventucie Badalona? Jest pan zadowolony z minut gry i roli w drużynie? Kontrakt już przedłużony? - Miniony sezon był dla mnie dobrym przetarciem przed kolejnym. Pewnie można byłoby narzekać na liczbę minut na boisku, ale wydaje mi się, że pokazywałem, zarówno na treningach, jak i w meczach, że jestem w stanie poradzić sobie w lidze hiszpańskiej. Kontraktu nie mam jeszcze przedłużonego. Przybędzie panu kilku kolegów w lidze ACB, bo umowy podpisali w niej ostatnio Mateusz Ponitka, Przemysław Karnowski i Michał Michalak - wszyscy w ekipy srebrnych juniorów z Hamburga, wicemistrzów świata do lat 17 z 2010 roku. - To pokazuje, że tamten sukces nie był przypadkowy. Członkowie tej drużyny z roku na rok przebijają się wyżej. Do naszej czwórki z ligi hiszpańskiej dochodzą jeszcze Filip Matczak i Daniel Szymkiewicz, walczący o miejsce w reprezentacji, podobnie jak Mathieu Wojciechowski, który był potem z nami w kadrze U-20. To bardzo fajne, że my, chłopcy znający się od 15. roku życia, pojawiamy się teraz na zgrupowaniu kadry seniorów. Zawsze w takich sytuacjach jest dużo śmiechu, przypominania historyjek z lat młodzieżowych. Ktoś mógłby powiedzieć, że odnieśliśmy w Hamburgu jednorazowy sukces, a potem zrobiło się o nas, "srebrnych chłopakach", cicho. Nie można jednak patrzeć przez ten pryzmat. Celem zawodnika powinno być to, żeby przebić się do dorosłej koszykówki i w niej budować karierę. Wydaje mi się, że powoli wielu z nas to udowadnia i mam nadzieję, że będzie tak w kolejnych sezonach. Rozmawiał: Marek Cegliński