Każdy mecz reprezentacji Finlandii w grupie A w Helsinkach ogląda w hali Hartwall Arena po 12 tysięcy żywiołowo dopingujących widzów. Na czym polega obserwowany w ostatnich latach fenomen fińskiej koszykówki? Karol Śliwa: - Do niedawna było tak, że drużyny młodzieżowe, juniorskie mieli dosyć dobre. Perspektywy na przyszłość dla potencjalnych koszykarzy były jednak dosyć mgliste. Liga jest zawodowa, ale zarobki w niej średnie w porównaniu z innymi krajami. Ci, którzy byli dobrzy atletycznie, porzucali więc koszykówkę dla hokeja, piłki nożnej, lekkoatletyki czy sportów zimowych. Kiedy jednak seniorska reprezentacji Finlandii, prowadzona od 2004 roku przez Henrika Dettmana, zaczęła wygrywać i po 2009 r. wystąpiła w kolejnych mistrzostwach Europy oraz otrzymała dziką kartę na mistrzostwa świata, zainteresowanie tą dyscypliną zaczęło mocno wzrastać. Młodzież zaczęła widzieć dla siebie szanse także i w koszykówce. - Od czterech lat mieszkam w Finlandii i mogę to dokładnie obserwować. Coraz więcej osób uprawia koszykówkę, coraz więcej transmisji pokazuje telewizja. W sklepach sportowych pojawiają się buty i sprzęt koszykarski. Wcześniej było tego zdecydowanie mniej. Wiadomo, nadal króluje hokej i sporty zimowe, ale widać namacalnie, że koszykówka zdobywa sobie miejsce. Czy Dettman, szkoleniowiec najdłużej w Europie pracujący z reprezentacją, to osoba, której Finowie powinni dziękować za wzrost popularności tej dyscypliny? - Z pewnością cieszy się on bardzo dużym szacunkiem w środowisku koszykarskim Finlandii. Cała kultura i filozofia gry reprezentacji zaczyna się od niego. Trzon zespołu jest niezmieniony praktycznie od 2011 roku, czyli pierwszych ME, w których wystartowali po wieloletnim wygrzebywaniu się z dywizji B. Lata płyną, a system ciągle jest ten sam, sztab szkoleniowy także. Można powiedzieć, że ta stałość pomaga koszykówce. Niczego też nie zaniedbano, jeśli chodzi o organizację pracy reprezentacji. - Miałem okazję sędziować kilka kontrolnych meczów kadry Finlandii. Z tego, co mi się udało zaobserwować, bardzo zwracają uwagę na detale, nie tylko typowo szkoleniowe. Skupiają się na drobnych rzeczach, a te składają się na większą całość. Dettman czasami potrafi wyrzucić z hali dziennikarza, który zbyt głośno rozmawia. Jest profesjonalistą bardzo skupionym na szczegółach. Finlandia dochowała się wielkiego talentu. O 20-letnim, mierzącym 213 cm Laurim Markkanenie, wybranym z numerem 7 tegorocznego draftu NBA, mówi się, że to drugi Dirk Nowitzki. Zapowiadał się na gwiazdę? - Zdecydowanie tak. Miałem okazję sędziować mu, gdy był jeszcze juniorem. W swojej kategorii w Finlandii po prostu wszystkich niszczył. Był za szybki dla rywali swojego wzrostu, a za silny dla niższych. Po prostu nie było na niego dobrego sposobu krycia. To wielki talent ofensywny, świetny rzutowo. Musi jeszcze nabrać masy mięśniowej, koniecznej w lidze NBA. Nie jestem zaskoczony, że został wybrany z wysokim numerem. W zeszłym roku przeprowadziłem z nim wywiad i postawiłem prywatną tezę, że w ciagu dwóóh lat znajdzie się w NBA. Okazało się, że potrzebował tylko roku. Komu będzie pan kibicował w niedzielnym meczu Finlandia - Polska? - Jestem Polakiem i zawsze kibicuję biało-czerwonym. W Finlandii tylko mieszkam. Polskę zawsze będę miał w sercu. Komu więc daje pan większe szanse? - Gdyby mecz był rozgrywany w Polsce, faworytem 55:45 byłaby dla mnie Polska. Tutaj w Helsinkach stawiam odwrotnie: 55:45 dla Finlandii. Z tej racji, że grają u siebie, przed 12 tysiącami ludzi, z których 99 procent to Finowie. Oni będą szóstym zawodnikiem. Rozmawiał w Helsinkach Marek Cegliński