- Fajnie byłoby grać dla dużej publiki, ale sami jesteśmy sobie trochę winni, bo nie mieliśmy ostatnio za dobrych wyników. Swoje zrobiła też federacja i teraz nie wiadomo, co byśmy robili to ciężko jest ściągnąć kibiców - wzdycha Gortat i zazdrości popularności piłkarzom. - Oni przegrywali mecze z jakimiś śmiesznymi drużynami, a na stadion przychodzi i tak 40 tysięcy - dodaje. Mistrzostwa Europy mają być ostatnią wielką imprezą dla Gortata w koszulce z orłem na piersi. Chyba że Polacy wywalczą awans do turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. - Gdyby tak się stało, to jeśli trener będzie mnie chciał, to stawię się na zgrupowaniu. Do tego jednak daleka droga - dodaje nasz jedynak w NBA. Aby uzyskać bezpośredni awans do Rio, trzeba zagrać w finale Eurobasketu. Na to nie mamy co liczyć, ale przepustkę do turnieju kwalifikacyjnego może dać już siódme miejsce. Czy jest ono w zasięgu naszych? Nie tylko Gortat, ale też wszyscy pozostali zawodnicy unikają tego tematu jak ognia. Zawodnicy mówią też o dobrej atmosferze i pozytywnej chemii, która wytworzyła się między nimi. Polacy zaczną swój udział w Eurobaskecie 5 września meczem z Bośnią i Hercegowiną. Później zmierzymy się Rosją, Francją i Izraelem. Awans do drugiej rundy uzyskają cztery najlepsze zespoły. Krzysztof Oliwa