- We Wrocławiu będzie jeszcze bardziej gorąco, bo to mistrzostwa i turniej w Polsce. To się nigdy więcej w mojej karierze nie zdarzy. Myślę, że także innym zawodnikom z obecnej reprezentacji. Nie jesteśmy potęgą, jak Hiszpania, która dostaje co dekadę organizację mistrzostw - dodał ośmiokrotny mistrz Polski, który w reprezentacji zagrał w 148 meczach. - Najgorsze są ostatnie godziny przed spotkaniem. Trzeba się maksymalnie koncentrować, a tu głowa pracuje ostro. Mam swoje sposoby na wyciszenie i koncentrację. Nie zdradzę ich ani przed ani po mistrzostwach. To moja tajemnica - wyznał Wójcik. W meczach towarzyskich grałeś mniej niż w klubowej drużynie i mniej niż dwa lata temu w kadrze Urlepa. Czy trudno przyzwyczaić do nowej roli? - Trener decyduje o wszystkim. Robię to, czego ode mnie wymaga. Mogę być zawodnikiem zadaniowym, mogę wchodzić na krótkie zmiany i być dłużej na parkiecie, wytrzymam. To zależy od meczu, wyczucia szkoleniowca. Kadra to zupełnie coś innego niż klub. Trzeba być na to gotowym, że raz się gra trzy minuty, raz piętnaście, raz dwadzieścia pięć. Jasne, że każdy chce grać, ale trzeba być mentalnie przygotowanym na różne sytuacje. Przychodzi mi to może łatwiej niż innym kolegom, bo trochę po parkietach już się nabiegałem. Jedni zawodnicy dostaną więcej minut, inni mniej, ale tak naprawdę sukces odnosi zespół, a nie poszczególni koszykarze. Każdy z dwunastki ma swój wkład - taką cegiełkę w wynik, jaki osiągnie reprezentacja. Na ile minut maksymalnego wysiłku stać 39-letniego Adama Wójcika, chyba nie pełne czterdzieści? - Żaden zawodnik, przy tak intensywnej grze jak w mistrzostwach, nie wytrzyma czterdziestu minut - całego meczu nie oszczędzając się w ataku i obronie. Na tyle ile trener będzie chciał korzystać, na tyle będę gotowy. Czy pamiętasz swój pierwszy mecz w reprezentacji Polski w Hali Ludowej? - Było dawno. W eliminacjach do mistrzostw Europy w Rzymie w 1991 roku, ale spotkanie rozegrane zostało w 1990 roku. Grali wówczas Heniek Wardach, Jerzy Bińkowski, Darek Zelig, świętej pamięci Marek Sobczyński, Wojtek Królik, Darek Szczubiał... Czyli Adam Wójcik to chodząca legenda polskiej koszykówki? - Bez przesady. Jestem doświadczonym zawodnikiem, ale nadal czuję się dobrze i dopóki tak pozostanie, a koszykówka sprawiać mi będzie frajdę, to będę grał. Trenuję tak jak inni młodsi, nie mam taryfy ulgowej. Po treningu potrzebuję regeneracji, czyli półtorej godziny snu, ale kiedyś było tak samo. Młodzi zawodnicy też odpoczywają i traktują sen jako znakomity sposób na regenerację sił. W twoim debiucie w mistrzostwach w Rzymie Polska zajęła siódme miejsce. W 1997 roku powtórzyliście wynik. Jakie były te pierwsze twoje finały? - 1991 rok to wielkie przeżycie. Oprócz mnie z tego samego pokolenia byli Maciek Zieliński i Mariusz Bacik. Pozostali mieli doświadczenie, byli uznanymi graczami. Bardzo się cieszyłem, że z taką ekipą mogłem pojechać na finały. Pierwszy i ostatni mecz graliśmy z Bułgarami. Obydwa wygraliśmy. Oby to była dobra wróżba przed poniedziałkowym meczem. Wtedy wielką drużyną była Jugosławia, tuż przed podziałem: Divac, Kukoc, Petrovic świętej pamięci. Chyba nawet na turnieju w Rzymie doszło już do pierwszych podziałów i część graczy nie chciała występować w jednym zespole Jugosławii. Od tamtych mistrzostw upłynęło już parę ładnych lat. Zmieniła się sama koszykówka i reprezentacja Polski też. W NBA w latach dziewięćdziesiątych grało kilku zawodników z Europy. Teraz to Europejczycy są gwiazdami na parkietach w USA. Koszykówka europejska mocno zbliżyła się do amerykańskiej. Czym różni się zespół, który dwa lata temu grał w mistrzostwach w Hiszpanii od obecnego składu trenera Katzurina? - Mamy zupełnie inną drużynę w porównaniu do turnieju w Hiszpanii. Nie było przecież Gortata, Lampego, Logana, kontuzjowany był Ignerski. Teraz siłą jest potencjał pod koszem. W meczach towarzyskich i tak nie wykorzystywaliśmy go do maksimum, choć było coraz lepiej. To, co musimy poprawić, to rotacja w obronie. Musimy sobie pomagać, bo bez tego były dziury w obronie, a rywale zdobywali łatwo punkty. Twoi faworyci mistrzostw to... - Na pewno Hiszpania. Litwini w naszej grupie będą mocni, a Grecy w Poznaniu. Nie podejmuję się wytypować pierwszej czwórki. Stawiam na finał z Hiszpanami, ale kto z nimi zagra? Może Serbia, Chorwacja, Grecja? Naprawdę ciężko powiedzieć coś przed turniejem. Mistrzostwa to długi, trudny turniej. Tu nie chodzi o to, żeby mieć super jedno czy drugie spotkanie, tylko żeby przez prawie dwa tygodnie grać na równym poziomie, a nawet z meczu na mecz lepiej. System rozgrywek jest taki, że każde spotkanie jest ważne, a jeden mecz może decydować o być albo nie być. Rozmawiała Olga Przybyłowicz