PAP: Trzy lata temu po raz pierwszy dowiedziała się pani o możliwości otrzymania polskiego obywatelstwa i gry w reprezentacji. Jaka była pani reakcja? Julie McBride: - Byłam zaskoczona, choć od urodzenia wiedziałam, że mam polskie korzenie. Zawsze też marzyłam o występach w kadrze. Wybierając ofertę Artego Bydgoszcz zdawałam sobie sprawę, że to daje mi szansę gry w reprezentacji. Klub pomógł mi bardzo w przejściu całej procedury otrzymania obywatelstwa, szczególnie menedżer Jarek Kotewicz oraz trener Tomasz Herkt. Jestem im bardzo wdzięczna. Nie było to bardzo uciążliwe, ale pewne rzeczy trzeba było zrobić. Bardzo mi na tym zależało. Co wie pani o swoich przodkach? - Mam polskie i irlandzkie korzenie. Jestem dumna z obydwu. Moja prababcia, mama dziadka, pochodziła z Polski. To była mała osada, która teraz już nie istnieje. Nie pamiętam nazwy. Prababcia przyjechała do USA w 1900 roku. W domu przechowujemy jej dokumenty, z których jasno wynika, że była Polką. Czy sądzi pani, że pewne cechy charakteru odziedziczyła pani po przodkach znad Wisły? - Polacy są nieustępliwi, uparci, waleczni. Taka właśnie jestem i na parkiecie, i poza nim. Prawdziwa ze mnie Polka, nieprawdaż? Dobrze się tu czuję. W Turcji, gdzie wcześniej grałam, ludzie reagują bardziej żywiołowo niż w Polsce, ale ich także polubiłam. W reprezentacji Polski zadebiutowała pani kilka tygodni temu w Meczu Gwiazd ekstraklasy koszykarek. Przy okazji wygrała pani konkurs rzutów za trzy punkty. Co pani czuła wybiegając na parkiet w koszulce z orzełkiem na piersi? - Trudno opisać słowami i to nie ze względu na moją niedostateczną znajomość polskiego, ale w języku angielskim. Czułam dumę, ale na początku byłam też zdenerwowana. Nie wiedziałam, jak przyjmą mnie dziewczyny, kibice. Obawy zniknęły szybko, bo koleżanki mnie od razu zaakceptowały, a myślę, że fani też. W aklimatyzacji w reprezentacji szczególnie pomogły mi Paulina Pawlak, którą nazywam "PP" oraz Justyna Żurowska-Cegielska, no i oczywiście Kasia Krężel, z którą występuję w Artego. Było mi naprawdę miło. Wspomniała pani o języku polskim. Pobiera pani regularne lekcje? - Uczę się polskiego, ale nie przychodzi mi to łatwo. Język jest naprawdę trudny. Łatwiej było w Turcji. Po siedmiu latach występów w tamtejszej lidze mogę powiedzieć, że wszystko rozumiem, ale oczywiście nie mówię. A czy lubi pani polską kuchnię? - Tak, choć nie wszystkie potrawy. Uwielbiam pierogi, szczególnie ruskie. Nie smakują mi natomiast gołąbki. W Stanach Zjednoczonych numerem jeden jest natomiast pizza. Z kolei Irlandia to przede wszystkim piwo, ale ja nie jestem fanką tego napoju. Co jest najważniejsze w walce z Energą Toruń w półfinale ekstraklasy koszykarek? Pierwszy mecz już w środę... - Defensywa. W play-off zawsze to ma największe znaczenie. Musimy zatrzymać kontrataki Energi. Drugim elementem jest pozytywna energia, "chemia" w drużynie. Mamy ją. Mamy też dobrze zbilansowany zespół, lepszy niż dwa lata temu. Liga jednak też się zmieniła. Jest silniejsza. Kibice pojedynki Artego i Energi traktują czasami jako wojnę między klubami? Co pani o tym sądzi? - Nie wiem, o co w tym chodzi. Mają tu znaczenie relacje między dwoma miastami, jak słyszałam. Fani Energi, mówiąc delikatnie, nie przepadają za mną, ale bydgoscy kibice mnie kochają. To dla nich gram. Najważniejsze jest to, by ludzie potrafili oddzielić to, co się dzieje na parkiecie i poza nim. Na boisku reaguję inaczej niż poza parkietem. Kiedy gram, daję z siebie wszystko. Jestem maksymalnie zaangażowana i skoncentrowana. Zawsze chcę wygrać i we wszystko, co robię wkładam emocje, serce. Co jest pani największym koszykarskim atutem? - Współzawodnictwo i dążenie do zwycięstwa. Nic innego mnie nie interesuje. Jasne, że przy takim nastawieniu zdarza mi się faulować rywalki, mieć pretensje do sędziów. To elementy rywalizacji. Cały czas rozwijam się i staram się zmieniać w swojej grze tak, by jak najwięcej korzyści miał zespół. Nie mam potrzeby bycia gwiazdą, nie zaglądam w statystyki. W czerwcu mistrzostwa Europy koszykarek, które są jednocześnie kwalifikacją do igrzysk w Rio de Janeiro. Polska zagra w pierwszym spotkaniu z dobrze pani znaną Turcją. Potem jeszcze mecze z Włochami, Białorusią i Grecją. - Czeka nas dużo pracy przed mistrzostwami. Mamy trudną grupę. Co mam powiedzieć, skoro pierwszym rywalem będzie Turcja, drużyna z moim byłym trenerem i kilkoma przyjaciółkami. To dla mnie wyzwanie. Wierzę, że to będzie dla nas dobry turniej. Rozmawiała: Olga Miriam Przybyłowicz