Podobnie jak w półfinałowej konfrontacji z Energą Czarni Słupsk koszykarze Asseco Prokom przegrali drugie spotkanie we własnej hali. O porażce mistrzów Polski zadecydowała głównie fatalna druga kwarta. Ojcem tego zwycięstwa był jednak niesamowity rozgrywający Turowa Torey Thomas, który nie dość, że zdobył 31 punktów, to jeszcze miał 8 asyst, 5 zbiórek i 3 przechwyty. Gra gdynianom wyjątkowo się nie układała. W pierwszej kwarcie przyzwoicie spisywał się jedynie Daniel Ewing, który uzyskał w niej osiem punktów, ale nie miał wsparcia w kolegach z zespołu. Z kolei w ekipie ze Zgorzelca skutecznością imponowali Konrad Wysocki, Michael Kuebler, a zwłaszcza Thomas. Na początku drugiej kwarty goście wygrywali tylko 21:19, ale wtedy świetną passą popisał się Thomas, który zdobył 9 punktów z rzędu, dzięki czemu jego zespół wyszedł w 16. minucie na prowadzenie 30:19. Serię rywali przerwał rzutem za trzy Robert Witka, ale za chwilę takim samym trafieniem odpowiedział Kuebler. Tuż przed końcem pierwszej połowy przewaga gości, tym razem za sprawą Wysockiego, wzrosła nawet do 15 punktów - 39:24. Drugą połowę gdynianie rozpoczęli ze zdecydowanie większym animuszem. Świetnie spisywał się zwłaszcza Witka, który zdobył osiem punktów, dzięki czemu w 23. minucie Asseco Prokom przegrywało 35:44. Goście szybko opanowali jednak sytuację. Po trafieniu Daniela Kickerta zza linii 6,75 metra oraz akcji niezmordowanego Thomasa w 28. minucie zrobiło się 57:35 dla Turowa. Trener Tomas Pacesas próbował różnych ustawień, nieustannie rotował składem - jednorazowo wymieniał nawet trzech zawodników, ale te roszady nie przyniosły powodzenia. Tuż przed końcem trzeciej kwarty po trójce Kickerta goście wygrywali już 66:42. W ostatniej kwarcie gdynianie zdołali jedynie zmniejszyć straty - w 37. minucie po rzucie za trzy Krzysztofa Szubargi gospodarze przegrywali 60:73 i zakończyli pojedynek niekorzystnym dla siebie wynikiem 66:81. Jacek Winnicki trener PGE Turów Zgorzelec: "Nie załamaliśmy się po sobotnim niepowodzeniu. Wiele razy znajdowaliśmy się przecież w trudnej sytuacji i wiedzieliśmy, że jedna porażka w serii spotkań nic nie znaczy. Najważniejsze, że wyciągnęliśmy wnioski z pierwszej przegranej. Przystąpiliśmy do tego spotkania niesłychanie zdeterminowani i wreszcie zagraliśmy swoją koszykówkę. Twardo jednak stąpamy po ziemi. Sprawa mistrzowskiego tytułu wciąż jest otwarta i do jego zdobycia wiedzie daleka droga, niemniej wierzymy, że na jej końcu to my będziemy świętować zdobycie złotego medalu. Teraz przenosimy się na dwa mecze do Zgorzelca. Atut własnej hali nie odgrywa większego znaczenia; liczymy na wsparcie naszych kibiców, którzy zawsze bardzo nam pomagali." Na pomeczową konferencję nie stawili się przedstawiciele gospodarzy. Zgodnie z regulaminem rozgrywek Polskiej Ligi Koszykówki powinni oni być do dyspozycji dziennikarzy możliwie jak najszybciej po zakończeniu spotkania - przepisy dają im na to 10 minut od ostatniego gwizdka sędziów. Kara za nieobecność trenera drużyny i zawodnika może wynieść nawet osiem tysięcy złotych (po cztery tysiące za każdą absencję). Drugi mecz finałowy: Asseco Prokom Gdynia - PGE Turów Zgorzelec 66:81 (16:18, 8:21, 18:27, 24:15). Stan rywalizacji play off (do czterech zwycięstw): 1-1. Kolejne dwa mecze odbędą się w czwartek i sobotę w Zgorzelcu. Asseco Prokom Gdynia: Daniel Ewing 15, Robert Witka 14, Filip Widenow 10, Krzysztof Szubarga 8, Qyntel Woods 7, Adam Hrycaniuk 5, Piotr Szczotka 4, Ratko Varda 2, Courtney Eldridge 1, Tommy Adams 0, Ronnie Burrell 0. PGE Turów Zgorzelec: Torey Thomas 31, Daniel Kickert 15, Konrad Wysocki 13, Michael Kuebler 13, Robert Tomaszek 7, David Jackson 2, Michał Gabiński 0, Ivan Zigeranović 0, Bartosz Bochno 0.