Ekipa Słupska przegrała z bardzo osłabioną Unią-Wisłą 75:76 w 11. kolejce ekstraklasy koszykarzy - Era Basket Liga. Hitchcock to amator w porównaniu ze scenarzystą tego meczu... 25 sekund przed końcem IV kwarty zespół z Małopolski prowadził 75:72, ale na linii rzutów wolnych stanął Łukasz Żytko. Młody reprezentant Polski trafił za pierwszym razem, a z drugim chybił, ale piłkę zebrał Paul Reed i doprowadził do remisu. Na 19,8 s przed końcem Paweł Szcześniak (w ostatniej chwili zdecydował się pomóc kolegom mimo zaległości finansowych ze strony klubu), który zdobył 19 punktów, trafił jeden z dwóch rzutów wolnych, dając występującej w zaledwie siedmioosobowym składzie Unii-Wiśle (6-5) prowadzenie 76:75. Za chwilę na linii stanął Łukasz Seweryn, ale oba jego rzuty były niecelne. Goście szybko sfaulowali Jacka Olejniczaka (10,9 s), jednak i on dwukrotnie spudłował i ostatnią szansę mieli Czarni. W ogromnym zamieszaniu pod koszem Unii-Wisły, równo z końcową syreną sędziowie (pojedynek prowadzili Grzegorz Ziemblicki, Dariusz Szczerba i Wojciech Imiołek) zauważyli jednak faul na Reedzie i już po czasie Amerykanin miał szansę przechylić szalę zwycięstwa na korzyść drużyny z Słupska. Przy ogłuszającym tumulcie Reed nie zdołał nawet doprowadzić do dogrywki... - Mecz wygrał cały zespół - powiedział niewątpliwie jeden z bohaterów tego spektaklu Jacek Sulowski (23 pkt), który trafił 6 z 9 rzutów za trzy, w tym dwa z nich w ostatnich 150 sekundach. - Nawet Tomek Suski, który nie miał dobrego dnia (2 pkt - przyp.) miał swój wkład. On zdobył pierwsze punkty i zaczął, a my pociągnęliśmy dalej. - Cztery niewykorzystane wolne w końcówce, dosłownie zawał serca - skomentował pojedynek trener Czarnych Andrzej Kowalczyk. W euforycznym nastroju był natomiast szkoleniowiec Unii-Wisły Bogdan Zając, który tuż po zakończeniu meczu podrzucany był na rękach przez swoich zawodników. - Był kiedyś taki film "Siedmiu Wspaniałych" i tych siedmiu wspaniałych wyszło i zagrało - stwierdził opiekun gospodarzy, mający do dyspozycji zaledwie siedmiu zdolnych do gry zawodników. - Nie wiem czy jestem bardziej dumny, czy szczęśliwy - dodał szkoleniowiec Unii-Wisły, która popełniła wprawdzie więcej strat (9-0), ale determinacja w grze obronnej pozwoliła im wygrać. Zając i pomagający mu na ławce Jan Długosz wprowadzili niektórymi pomysłami (wyjścia pressingiem, zmiany systemu obrony na jedną akcję) trochę zamieszania w szeregach rywali. Nie dużo, ale pamiętajmy - to był mecz, w którym decydował jeden punkt. Czarni, którzy mieli lepszą skuteczność z gry (53,8 proc. - 51,1 proc.) i minimalnie przegrali rywalizację na tablicach (26-29), zawiedli, grając przez większą część spotkania bez pomysłu, na co pewnie miał wpływ brak na parkiecie Żytki, który szybko (w 13. min) miał już na koncie cztery przewinienia i musiał opuścić parkiet. W końcówce goście mieli jednak wielką szansę, ale nie zdołali jej wykorzystać. *** Działacze, przepraszamy, menedżerowie sportowi często narzekają na niewielką liczbę widzów w halach i na stadionach, ale tylko nieliczni z nich czynią coś, by to zmienić. Nagroda końca roku należy się władzom Polskiej Ligi Koszykówki z prezesem Januszem Wierzbowskim na czele. To one bowiem podjęły odważną, ale właściwą jak na zawodowy sport, decyzję o rozegraniu 11. kolejki ekstraklasy koszykarzy w przerwie świąteczno-noworocznej. I uwaga, była to jedyna liga w Polsce rozgrywająca mecze w takim terminie. Inni wolą odpoczywać... Witek Cebulewski