- Amerykanin przegrał z kontuzją, której nabawił się przed ćwierćfinałową rywalizacją z AZS Koszalin. Podczas treningu Brody tak nieszczęśliwie upadł, że doznał urazu ręki, a ten wykluczył go z dalszych gier. Jego absencja jest dla nas sporym osłabieniem, chociaż nawet bez Angleya, który jest świetnym rozgrywającym, poradziliśmy sobie z AZS - powiedział prezes Polpharmy Jarosław Poziemski. W dwóch pierwszych spotkaniach włocławianie wygrali we własnej hali 86:75 i 86:72 i w czwartek będą chcieli przesądzić sprawę swojego awansu. - Te spotkania przegraliśmy dość wyraźnie i w trzecim meczu faworytem też będą rywale. Anwil to marka. Dysponuje większym budżetem i szerszą ławką. Nasz zespół zostawił mnóstwo zdrowia w wyjazdowych potyczkach z AZS Koszalin, a ponadto zmuszeni jesteśmy grać krótszym składem. Zabrakło Angleya, a na kontuzję kostki narzeka również Damian Kulig, który razem z Łukaszem Wiśniewskim jest rewelacją tego sezonu. Nie znaczy to oczywiście, że w spotkaniu przed własną publicznością poddamy się bez walki. Przecież w sezonie zasadniczym zdołaliśmy pokonać Anwil w Starogardzie Gdańskim - dodał prezes Poziemski. Polpharma jest absolutną rewelacją rozgrywek. Do walki o medale włączył się bowiem zespół, którego budżet nie osiągnął nawet pułapu 2,5 miliona złotych. - O konkretnych pieniądzach nie chcę się wypowiadać. Mogę tylko zdradzić, że nasz budżet zbliżony jest do tych, którymi dysponowaliśmy w poprzednich latach. Nie ulega natomiast wątpliwości, że udało nam się odnieść największy sukces w historii klubu. Podstawowym celem przed sezonem było uniknięcie degradacji, a następnie miejsce w pierwszej ósemce. Tymczasem stoimy przed szansą wywalczenia jednego z medali. Mam nadzieję, że ten sukces przełoży się także na większą pomoc ze strony władz miasta i gminy, którą przecież w ten sposób również promujemy. Z miasta dostajemy za darmo halę, ale inne zespoły w PLK mogą także liczyć na finansowe wsparcie - przekonuje prezes Polpharmy. W Polpharmie bardzo szybko skompletowano skład i praktycznie wszystkie transfery okazały się trafione. - Niektórzy koszykarze bardzo pozytywnie nas zaskoczyli. Pracujemy organicznie, bez rozgłosu, ale moim zdaniem ojciec tego sukcesu jest tylko jeden. To trener Milija Bogicević, który okazał się naszym najlepszym transferem! Serbski szkoleniowiec jest prawdziwym fanatykiem koszykówki, który nieustannie żyje tym, co robi. Bogicević zżył się z Polską i planuje osiąść w naszym kraju na stałe, ale nie wiem, czy uda nam się go zatrzymać. Milija ma bowiem mnóstwo intratnych propozycji nie tylko z Polski, ale także z całej Europy. Jeśli zostanie z Polpharmie, mamy już opracowaną koncepcję budowy nowego zespołu. Zgodnie z jego filozofią jeszcze mocniej postawimy na Polaków i dlatego w składzie znajdzie się miejsce tylko dla trzech obcokrajowców - podsumował Jarosław Poziemski.