W Zgorzelcu zabraknie zdyskwalifikowanego na jeden mecz kapitana Prokomu Serba Milana Gurovicia, który był pozytywnym bohaterem spotkania numer 3 - uzyskał 34 pkt i negatywnym meczu numer 4, gdy zaatakował trzykrotnie Thomasa Kelatiego. O wyniku trzech spośród czterech dotychczasowych spotkań wielkiego finału DBE decydowały ostatnie sekundy meczów. W walce o MP istotną rolę odgrywa - jak do tej pory - własny parkiet (żaden zespół nie wygrał na wyjeździe), psychologia i ... szczęście. - Wiedziałem przed finałem, że rywalizacja na pewno nie skończy się na 4-0. Obydwa zespoły mają podobny potencjał. Nam, tak samo jak rywalom zależy na zwycięstwie - powiedział czołowy gracz Prokomu Trefla Litwin Donatas Slanina. - Wszystko rozpoczyna się od nowa. To będzie długa walka. W Sopocie byliśmy dwa razy bliżej wygranej, zabrakło nam szczęścia. W drugim spotkaniu zbyt wcześnie moi koszykarze uwierzyli w wygraną - powiedział trener PGE Saso Filipovski. W pierwszym meczu Prokom wygrywał w Zgorzelcu różnicą 14 punktów, a mimo to został pokonany. W spotkaniu numer 3 w Sopocie gospodarze prowadzili różnicą 18 punktów, ale zawodnicy PGE doprowadzili do remisu i gdyby nie zła decyzja Iwo Kitzingera w ostatnich sekundach meczu, to Turów cieszyłby się z sukcesu. W meczu czwartym role się odwróciły - to zawodnicy Turowa kontrolowali przebieg gry, mieli 15-punktowe prowadzenie, mimo to przegrali, a decydujący rzut za trzy punkty na niespełna sekundę przed końcem meczu oddał obrońca Prokomu Simonas Serapinas. - Dla naszej psychiki dwa mecze w Sopocie, a szczególnie czwarty, w którym przegrywaliśmy wysoko, a pomimo to wygraliśmy, były bardzo ważne. Przy tak wyrównanych siłach psychika jest bardzo istotna. Liczy się też koncentracja i gra zespołowa. Najważniejsze, by nie panikować wtedy, gdy przegrywa się pięcioma czy siedmioma punktami, tylko robić swoje - powiedział Slanina.