Ze względu na postać Andreja Urlepa piątkowy pojedynek miał wyjątkowy charakter. Słoweński szkoleniowiec w przeszłości cztery razy zdobywał z wrocławskim zespołem tytuł mistrza Polski. Za te sukcesy Urlep jest doskonale pamiętany we Wrocławiu i darzony ogromnym szacunkiem. Podczas przedmeczowej prezentacji został nagrodzony brawami na stojąco, a chwilę później z sektora zajmowanego przez najzagorzalszych fanów Śląska dało się słyszeć gromkie: "Andrej! Urlep!". Później we Wrocławiu przypomniały się stare dobre czasy - Urlep szalał wzdłuż linii bocznej i w swoim stylu strofował zawodników oraz sędziów. Do zabawnej sytuacji doszło w drugiej kwarcie przy jednej ze spornych sytuacji, kiedy arbitrzy nie byli pewni, komu przyznać piłkę. Słoweniec niczym aktor zaprezentował, do jakiego przewinienia doszło i przekonał do swoich racji. Sam mecz nie był wielkim widowiskiem. Oba zespoły grały bardzo chaotycznie i popełniały mnóstwo prostych błędów. Były momenty, że przypominało to mecz drużyn szkolnych, a nie ekip ekstraklasowych. Taki styl pasował bardziej Śląskowi, który w drugiej kwarcie prowadził już 10 punktami (25:15). Czarni uspokoili w końcu grę i zaczęli odrabiać straty. Na nieco ponad osiem minut przed końcem meczu na tablicy wyników pojawił się remis 52:52. Wyrównana walka trwała już do samego końca. Ostatnie sekundy spotkania wszyscy kibice oglądali na stojąco. Po rzucie za trzy Marcina Dutkiewicza było 63:65 i 42 sekundy do końca. Paweł Kikowski odpowiedział podobną akcją i ponownie na prowadzeniu byli gospodarze. To był decydujący cios. Goście mieli jeszcze dwie okazje, ale najpierw stracili piłkę, a później w rzucie rozpaczy nie trafili. W meczowym składzie Śląska pojawił się nowy zawodnik - Kyryło Fesenko. Ukrainiec do Wrocławia przyleciał dopiero w piątek i na boisko nie wyszedł. Po meczu powiedzieli: Andrej Urlep (trener Energi Czarnych Słupsk): - Kluczowy był początek meczu. Graliśmy wtedy za nerwowo i Śląsk uzyskał przewagę. W późniejszej fazie spotkania wyglądało to już lepiej i zaczęliśmy odrabiać straty. W końcówce mogliśmy nawet przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, ale akcja za cztery punkty rywali zadecydowała o końcowym wyniku. Taki mecz to dla mnie miły powrót do przeszłości. Jestem jednak teraz trenerem w Słupsku i robiłem dzisiaj wszystko, aby to Czarni wygrali. Niestety, nie udało się. Milivoje Lazic (trener Śląska Wrocław): - Chciałbym podziękować kibicom, którzy byli dzisiaj fantastyczni. Byli naszym nie szóstym, ale siódmym zawodnikiem. Dzięki nim mój zespół zagrał nie na sto, ale dwieście procent. Jeżeli w następnych meczach frekwencja i doping będą takie same, mój zespół będzie zawsze dawał z siebie więcej niż może. Nawet jeżeli będzie popełniał błędy. Bo, muszę przyznać, dzisiaj tych błędów w ataku oraz obronie było bardzo dużo. Dzięki kibicom w końcówce daliśmy jednak radę zwyciężyć. Marcin Dutkiewicz (Energa Czarni): - Gratuluję Śląskowi wygranej, jak najbardziej zasłużonej. Zadecydowała pierwsza część spotkania, w której wrocławianie byli zdecydowanie lepsi. Próbowaliśmy później gonić, wyszliśmy nawet na prowadzenie, ale w końcówce rywal ponownie był lepszy. Danny Gibson (Śląsk): - Chciałbym pogratulować Czarnym, bo postawili dzisiaj trudne warunki i musieliśmy zagrać ponad nasze możliwości, aby wygrać. Jestem dumny z zespołu, że wytrzymał nerwową końcówkę i się nie poddał. Dużym wsparciem byli też dla nas kibice. Nie wiem, czy bez nich dalibyśmy radę wygrać. Odnieśliśmy cenne zwycięstwo, ale przed nami jeszcze dużo pracy, bo nasza gra nie była dzisiaj idealna. Popełniliśmy dużo błędów, których nie możemy więcej popełniać, jeżeli chcemy wygrywać. Nie zawsze będziemy mieli wsparcie kibiców. Śląsk Wrocław - Energa Czarni Słupsk 67:65 (16:9, 22:24, 14:12, 16:20) Śląsk Wrocław: Danny Gibson 17, Robert Skibniewski 10, Paweł Kikowski 10, Nikola Malesevic 7, Jakub Parzeński 3, Dominique Johnson 5, Michał Gabiński 5, Kevin Thompson 5, Krzysztof Sulima 3, Radosław Hyży 2, Adrian Mroczek 0. Energa Czarni Słupsk: Keith Wright 13, Michał Nowakowski 10, Jordan Hulls 9, Marcin Dutkiewicz 8, Michał Jankowski 8, Roderick Trice 7, Tomasz Śnieg 5, Kacper Borowski 3, Garrett Stutz 2, Mateusz Jarmakowicz 0, Jarosław Mokros 0.