Dlaczego? Otóż, w przypadku wygranej lub porażki mniejszych rozmiarów, Basket zająłby 9. miejsce na koniec sezonu zasadniczego, co oznaczało, że po przejściu fazy pre play-off, w ćwierćfinale zmierzyłby się z potentatem - Asseco Prokomem Sopot. A tego nie chciał szkoleniowiec kwidzynian, Andrej Urlep. Nie dość, że Basket przystąpił do spotkania bez swoich kluczowych zawodników - Chrisa Garnera, Vladimira Ticy i Radosława Hyżego, to jeszcze w ostatniej minucie podopieczni Urlepa specjalnie faulowali graczy Sportino, by ci raz po raz stając na linii rzutów wolnych zwiększali rozmiary swojego zwycięstwa. Tak kuriozalna sytuacja rozdrażniła wszystkich - od kibiców zgromadzonych w Kwidzynie, po koszykarzy z Inowrocławia, którzy nawet specjalnie przestrzelili kilka rzutów osobistych. "Daliśmy pograć tym, którzy dobrze trenują, a mniej grają. To spotkanie nie miało dla nas dużego znaczenia. Okrzyków kibiców nie słyszałem. A każdy może myśleć to, co chce." - tłumaczył po meczu spokojnie Urlep. Komisarz spotkania, Leszek Rakoczy nie chce wdawać się w dywagacje, czy Basket oddał wygraną rywalom, lecz całej sprawie przyjrzą się władze Polskiej Ligi Koszykówki. "Najpierw porozmawiam z komisarzem, potem wnikliwie przeanalizuję zapis meczu. Nic nie zrobimy w ciemno. Ale jeśli, nie daj Boże, okaże się, że Basket chciał przegrać jak najwyżej, to skorzystamy z zapisów regulaminu, które mówią o dbaniu o wizerunek ligi." - zapowiedział prezes PLK, Janusz Wierzbowski. Ostatecznie Sportino zwyciężyło 80:62.