Wiślaczka została wylosowana do rutynowej kontroli antydopingowej 22 kwietnia. Próbka została wysłana do Warszawy do akredytowanego przez Światową Agencję Antydopingową (WADA) laboratorium. 9 maja, już po zakończeniu rozgrywek PLKK (ostatni mecz finałowy został rozegrany 28 kwietnia), zostały ujawnione wyniki kontroli. Okazało się, że koszykarka stosowała niedozwolone środki. "Już po zakończeniu jej kontraktu otrzymaliśmy oficjalne powiadomienie o wykryciu w próbce środka o nazwie metyloheksanamina. W związku z faktem, iż w tym momencie zawodniczka nie była już związana kontraktem z naszym klubem sprawa została przekazana pod jurysdykcję FIBA, a zawodniczka wezwana przez FIBA do złożenia stosownych wyjaśnień. Treść tych wyjaśnień jak i dalszy przebieg postępowania nie był nam znany" - napisał w oświadczeniu przesłanym do INTERIA.PL generalny menedżer Wisły Can-Pack, Piotr Dunin-Suligostowski. INTERIA.PL udało się dotrzeć do dokumentów FIBA. W przesłanym do FIBA oświadczeniu Milka Bjelica nie zakwestionowała wyników przeprowadzonej kontroli antydopingowej i przyznała się do pogwałcenia obowiązujących przepisów antydopingowych. Wyjaśniła, że w klubie mistrzyń kraju obowiązywało cotygodniowe ważenie zawodniczek. Ze względu na napięty terminarz spotkań i częste wyjazdy, miała problemy z utrzymaniem właściwej diety, dlatego przytyła pięć kilogramów. Chcąc szybko zgubić zbędne kilogramy, zdecydowała się na zakup na własną rękę środka odchudzającego. Suplement zawodniczka zakupiła w sklepie znajdującym się na terenie klubu po wcześniejszej konsultacji ze sprzedawcą, który miał zapewnić, że nie ma go na liście zakazanych środków. Milka Bjelica wyraziła skruchę i podkreśliła, że nigdy wcześniej nie brała tego typu środków i nie naruszyła przepisów antydopingowych. 31 sierpnia sprawą zajęła się Komisja Dyscyplinarna FIBA i zdecydowała o nałożeniu na koszykarkę półrocznej dyskwalifikacji obowiązującej od 29 kwietnia do 28 października 2012 roku. Do sytuacji nie doszłoby, gdyby była już zawodniczka Wisły Can-Pack zastosowała się do przepisów obowiązujących w klubie spod Wawelu. "Zawodniczki są zobowiązane na podstawie regulaminu drużyny, będącego integralną częścią kontraktów, do niezażywania jakichkolwiek medykamentów zakupionych na własną rękę a ewentualne środki stosowane indywidualnie winne być konsultowane ze sztabem medycznym drużyny" - zwrócił uwagę Piotr Dunin-Suligostowski. "Taka sytuacja nie miała miejsca, a ewentualne zażycie medykamentu zawierającego niesprawdzone składniki odbyło się bez zgody i wiedzy klubu, z naruszeniem przez zawodniczkę obowiązujących u nas zasad określonych w regulaminie drużyny" - dodał generalny menedżer Wisły Can-Pack. Autor: Dariusz Jaroń