- Startujemy w Eurolidze z marszu. Dziewczyny przyjechały w połowie października, więc w komplecie trenujemy od miesiąca. Startując w rozgrywkach ligowych i jedziemy środa-sobota-środa-sobota. Doszła Euroliga i jest tak samo - dodaje trener Herkt. INTERIA.PL: Czyli nie ma miejsca na przygotowanie zespołu do rozgrywek? Trener Wisły Can-Pack Kraków, Tomasz Herkt:- Obliczyłem, że na 30 dni mieliśmy tylko jeden tydzień pracy rzeczywistej - treningowej. Oprócz tego były wyjazdy i mecze i niedziele. Pewnie, że czasem możemy i ten dzień poświęcić na pracę, ale kiedyś trzeba też odpocząć. Nie może być tak, że zespoły, które poprzez starty w Eurolidze są wizytówką swoich krajów na arenie międzynarodowej nie mają okresu przygotowawczego. Co można zrobić, aby to zmienić? - Trzeba się zastanowić nad terminarzem, bo jeżeli zespół Jekaterinburga przed Euroligą gra Ligę Światową, na której próbuje swoich sił z drużyną chińskich gwiazd, czy reprezentacją Stanów Zjednoczonych, to jest to chyba lepsza forma przygotowań niż mecze z Lesznem czy Toruniem. Dlatego trzeba o tym pamiętać chcąc efektywniej przystąpić do rozgrywek i wiedząc na co nas stać otwarcie mówić o celach. Mieliśmy bardzo ciekawe zaproszenie na turniej do Stambułu (18-20 października - przyp.red), co oznacza, że tam też nie grano ligi, tylko przygotowywano się do Euroligi. Czyli u nas trenerzy nie mają nic do powiedzenia przy ustalaniu terminarza spotkań? - Tak, to nie jest konsultowane z trenerami. Kiedyś w zarządzie PZKosz był jakiś trener, który takie decyzje opiniował. Jeżeli trenerzy nie mają wpływu na kalendarz, tylko im się go przedstawia, to jest nam bardzo ciężko i myślę, że inni szkoleniowcy się z tym zgodzą. Kalendarz nie uwzględnia imprez rangi głównej, czyli mistrzostw Europy i tego, że zawodniczki z WNBA nie mogą grać na okrągło. Zatem proponowałby Pan przesunięcie startu rozgrywek? - Oczywiście, że tak. Trzeba było uwzględnić mistrzostwa Europy, które skończyły się chyba 7 października. Dziewczyny potrzebowały czasu, aby wkomponować się w drużynę, a zamiast tego musiały niemalże natychmiast wybiec na parkiet i sprzedawać swoją sztukę. Po co komu trener w takiej sytuacji? Przesunięcie kalendarza rozgrywek przy kilkunastozespołowej lidze byłoby trudne. Stać nas w ogóle na taką rozszerzoną ligę? - Na chwilę obecną, oczywiście tak, żeby nie spłaszczać tej ligi za bardzo, bo żaden sponsor nie będzie płacił wielkich pieniędzy jeśli tych spotkań będzie mało, to uważam, że optymalna byłaby liga 10-zespołowa. Przy pewnym założeniu, że dużo zespołów gra w europejskich pucharach, żeby się rozwijać. Wtedy gramy ligę, oprócz tego dwa zespoły występują w Eurolidze, a co najmniej trzy kolejne w Pucharze FIBA. Wówczas drużyny zdobywają doświadczenie, a trenerzy mają czas, by odpowiednio je przygotować. Pamiętajmy, że jako trenerzy jesteśmy rozliczani z pracy i wyników, a na chwilę obecną nie mamy możliwości optymalnego przygotowania zespołów. Wobec tego na ile ocenia Pan formę wiślaczek? - Myślę, że to 70 procent tego, co mogą grać. Rozmawiał: Dariusz Jaroń, INTERIA.PL