Michele Scarponi zginął w pobliżu własnego domu w Filottrano, zostawił żonę i dwójkę dzieci. Scarponi wrócił do domu w prowincji Ancona, po tym jak zajął czwarte miejsce w zakończonym w piątek, w Trento, Tour of the Alps. Tuż po powrocie, stęskniony, rzucił się do zabawy z synami i pochwalił się nawet tym na Twitterze. "Choćby tylko na jeden dzień, postanowiłem przynieść do domu dwie koszulki lidera" - napisał Michele, a w owe koszulki przyodział synów i posadził ich sobie na grzbiecie. Dzisiaj, przez pechowy trening, już go nie ma. Cały świat kolarstwa jest w szoku. "Przyjacielu mój, nie znajduję słów..." - nie może się pogodzić ze śmiercią Scarponiego Vincenzo Nibali. "Brak słów. Odszedł wielki człowiek, wielki kolarz. RIP" - napisał Alejandro Valverde. "Nasz zawodnik Michele Scarponi zginął w trakcie treningu na rowerze w pobliżu swojego domu w Filottrano. Michele został potrącony na skrzyżowaniu przez samochód typu van" - napisano w komunikacie Astany. 37-letni Scarponi przygotowywał się do jubileuszowej, setnej edycji Giro d'Italia, która rozpocznie się 5 maja na Sardynii. Po tym, jak z powodu kontuzji zrezygnował ze startu Fabio Aru, włoski weteran miał być liderem w tym wyścigu drużyny z Kazachstanu. Scarponi został ogłoszony zwycięzcą Giro 2011 po dyskwalifikacji za doping Hiszpana Alberto Contadora. Wygrał także Tirreno-Adriatico w 2009 roku, a u progu kariery w 2004 roku - Wyścig Pokoju. Dzień przed śmiercią ukończył na czwartym miejscu wyścig Dookoła Alp (Tour of the Alps), w którym triumfował na pierwszym etapie.