"Mały król z Knesselare - nie żyje" pisze flamandzkojęzyczny dziennik "De Standaard", a francuskojęzyczna "La Derniere Heure" zaznacza, że wraz ze śmiercią Bjorga Lambrechta kolarstwa straciło nową gwiazdę.Wszystkie belgijskie media podkreślają, że Lambrecht był nadzieją belgijskiego kolarstwa. "To niezrozumiałe, nie do zniesienia" - pisze emocjonalnie dziennikarz z "La Derniere Heure".Młodego kolarza opłakują zwłaszcza flamandzkie media, gdyż pochodził z niewielkiej flamandzkiej miejscowości Knesselare. Według gazety "De Standard" w swoim peletonie miał przydomek "Matchbox", od marki miniaturowych zabawkowych samochodzików, gdyż był mały, miał 1,65 m ale dosyć "ciężki" (ważył 56 kg) oraz był synem mechanika samochodowego."Był wytrwały w wysiłku, był jednym z najlepszych nowego pokolenia" - pisze z kolei gazeta "Le Soir". Według belgijskiej prasy Lambrecht wyjechał w ubiegłym tygodniu na Tour de Pologne z rodzicami. Jego największym kibicem i doradcą w rodzinie był jednak dziadek Józef - Jos - Timmerman, który zmarł w zeszłym roku, tuż przed jednym z większych sukcesów Bjorga. Wnuk miał takie same ambicje jak dziadek w młodym wieku: chciał zostać najlepszym kolarzem w Knesselare. Osiągnął o wiele więcej, a miał szanse na zdobycie - szczytu - pisze flamandzka gazeta. Bjorg zostawił rodziców, młodszą siostrę oraz narzeczoną. Jeden z faworytów do zwycięstwa w 76. Tour de Pologne zaliczył makabryczny w skutkach wypadek na 48. kilometrze etapu z Chorzowa do Zabrza w miejscowości Bełk niedaleko Rybnika. - Kolarz nie miał szans przeżycia. Z dużym impetem - całym tułowiem - zderzył się z przepustem betonowym - powiedział lekarz wyścigu, doktor Ryszard Wiśniewski. Kolarz nabawił się bardzo poważnych i ciężkich obrażeń narządów, w tym krwawień wewnętrznych. Do szpitala w Rybniku trafił w stanie krytycznym. Zmarł na stole operacyjnym.