PAP: Czuje pan, że po zwycięstwie etapowym może wygrać cały Tour de Pologne? Rafał Majka: - Szczerze mówiąc nie wiem. Pozostały jeszcze dwa etapy. Może gdybym nie przejechał Giro d'Italia i Tour de France, to powiedziałbym: moja forma idzie w grę. Ale przejechanie dwóch dużych tourów w sezonie to naprawdę coś ciężkiego. Nie wiem, jak się będę czuł i nie można wymagać ode mnie, abym wygrał Tour de Pologne. Myślę, że już dużo zrobiłem wygrywając etap jako pierwszy Polak po dziesięciu latach. Zrobiłem już swoje. W piątek mamy najtrudniejszy etap wyścigu, wokół Bukowiny Tatrzańskiej. Ostatnia szansa, aby powiększyć przewagę nad rywalami. - Najtrudniejszy etap, ale z krótkimi podjazdami. To nie są podjazdy jak Tourmalet we Francji, gdzie na dziesięciu, piętnastu kilometrach można zrobić większą przewagę. W Tour de Pologne decydują sekundy. Wyścig na pewno nie był przygotowany pode mnie, a pod Michała Kwiatkowskiego, który teraz odpoczywa i szykuje się do mistrzostw świata. Jeżeli się będę dobrze czuł - a czuję się zmęczony, widzę to po sobie, gdy wstałem rano - to na pewno będę atakować i może nadrobię coś nad rywalami. O kolejności na podium zdecyduje ostatni etap - jazda indywidualna na czas w Krakowie. Jako mieszkaniec podkrakowskich Zegartowic zna pan doskonale trasę. Jak pan ocenia swoje szanse? - Oczywiście znam trasę, ale jeszcze w sobotę rano przejadę ją treningowo. W sumie dobrze pojechałem w tym roku wszystkie czasówki, na przykład byłem czwarty na Giro. W zeszłym roku zająłem w Krakowie też dobre, dziesiąte miejsce. Ale, jak mówię, czuję się zmęczony. Jak dziś wypadnę gorzej, to i jutro w Krakowie nie będzie łatwo. Aż 18 kolarzy traci do lidera Czecha Petra Vakoca nie więcej niż 11 sekund. Pan traci tylko sekundę. Kto z konkurentów wydaje się najbardziej niebezpieczny? - Groźni są dwaj Hiszpanie z Movistaru - Jon Izagirre i Benat Intxausti, ponadto Holender Robert Gesink, Kanadyjczyk Ryder Hesjedal. Widzę, że naprawdę dobrze kręcą. Zwrócił moją uwagę młody Włoch z ekipy Cannondale - Davide Formolo. W piątek rano poinformowano, że do ekipy Tinkoff-Saxo dołączy od przyszłego sezonu znakomity słowacki sprinter Peter Sagan. Jak przyjęto tę wiadomość w waszej drużynie? - Na pewno dobrze, że przechodzi Sagan. Będziemy mieć człowieka na wiosenne klasyki. Nie tylko on przeszedł, ale także Paweł Brutt, a ma dojść jeszcze paru innych solidnych kolarzy. Widać, że zespół się wzmacnia. W kuluarach mówi się, że wraz z Saganem przejdzie z zespołu Cannondale również Maciej Bodnar. Czy to prawda? - Słyszałem o tym, ale jeszcze oficjalnie nie wiadomo, czy Maciek przechodzi. Dyrektor sportowy waszej drużyny Bjarne Riis oświadczył w dniu, gdy rozpoczynał się Tour de Pologne, że przedłużono z panem kontrakt o trzy lata. Duńczyk podkreślał, że wiąże z Majką wielkie nadzieje. Widzi w panu przyszłego zwycięzcę największych wyścigów. Pan z kolei mówi, że spełnia się jako pomocnik Hiszpana Alberto Contadora. Jaka będzie w przyszłości pana rola w drużynie? - Na pewno będę jeszcze jeździł wielkie toury jako przyboczny Contadora, ale dostanę też wolną rękę. Jestem bardzo zadowolony, że choć miałem jeszcze rok kontraktu, to przedłużono ze mną umowę o trzy lata na nowych warunkach. To rzadki przypadek w kolarstwie. Już w zeszłym roku uzyskał pan wartościowe wyniki: siódme miejsce w Giro d'Italia czy trzecie w Giro di Lombardia. W maju był pan szósty w wyścigu Dookoła Włoch. Ale dopiero teraz, po dwóch zwycięstwach etapowych i w klasyfikacji górskiej Tour de France, stał się pan sławny. Czy czuje się pan gwiazdą? - Nie, nie czuję się gwiazdą. Zawsze będę tym samym człowiekiem i nigdy się nie zmienię. Jak mnie coś wkurzy, to potrafię się zdenerwować. Jestem uparty. Nie dam sobie w kaszę dmuchać. Na startach i metach etapów jest pan oblegany przez kibiców. Jak pan sobie radzi z popularnością? - W Warszawie czy w Zakopanem przed naszym autobusem było z trzystu, czterystu ludzi. Mogę tylko przeprosić tych, którym nie dałem autografu, bo fizycznie było to niemożliwe. To wspaniałe uczucie, gdy przy trasie ludzie krzyczą: "Rafał, Rafał". Jestem szczęśliwy, że mogłem odpłacić kibicom zwycięstwem etapowym. Jakie starty planuje pan jeszcze w tym roku? W internecie można przeczytać, że wystąpi pan w wyścigu USA Pro Challenge w Kolorado (18-24 sierpnia). - Zgadza się. Wystartuję jeszcze w Kolorado, ale tylko tak, by się przejechać. Nie wiem, jak to wypadnie, czy przejadę cały wyścig, czy tylko kilka etapów. Jakieś wyścigi potem? Mistrzostwa świata? Może Giro di Lombardia? - Nie, zero wyścigów. Jesienią mam różne sprawy osobiste (Majka planuje ślub - przyp. red.), a w październiku czeka mnie jeszcze wyjazd do Japonii na kryterium poprzedzające wyścig Japan Cup. I to wszystko w tym roku. Rozmawiał Artur Filipiuk