Na ostatnich kilometrach jazdy drużynowej został pan za kolegami z ekipy Omega Pharma-Quick Step. Co się stało? Zabrakło sił czy wystąpił problem ze sprzętem? Michał Kwiatkowski: - Do mety musi dojechać czterech zawodników z sześcioosobowego składu. Liczy się czas czwartego. Ja dałem z siebie wszystko przez pięćdziesiąt kilka kilometrów i wiedziałem, że nie jestem w stanie więcej im pomóc. Przed ostatnim podjazdem oddałem jeszcze bardzo mocną zmianę. Swoją cegiełkę w zdobycie brązu dołożyłem. Odczuwa pan satysfakcję z medalu czy raczej niedosyt? - Jesteśmy zadowoleni, że pojechaliśmy na wysokim poziomie. Brązowy medal cieszy, choć wiadomo, że wcześniej zdobyliśmy dwa złote. Słyszeliśmy w słuchawkach, że prowadzimy, ale nie udało się tego prowadzenia utrzymać. Trudno, raz się wygrywa, raz przegrywa. Ekipa BMC była dziś najlepiej przygotowana i wygrała zasłużenie. Trzeba się cieszyć, że skończyliśmy rywalizację na podium. Kolejny medal mistrzostw świata jest dla nas bardzo ważny. Kto się najbardziej napracował w drużynie Omegi? - Trudno to zmierzyć. Wiadomo, że mamy w składzie trzykrotnego mistrza świata w jeździe indywidualnej Tony'ego Martina. Jest niesamowicie silny, ale dziś wszyscy napracowali się solidnie. Każdy wniósł swój wkład. Nie wystartuje pan w środę w jeździe indywidualnej na czas. - Tak. Skupiam się teraz wyłącznie na niedzielnym wyścigu ze startu wspólnego. Do Ponferrady przyjechałem w środę. Sporo odpoczywałem. Wcześniej przejechałem najlepszy chyba wyścig jako etap przygotowań do mistrzostw świata - Dookoła Wielkiej Brytanii, gdzie w ciągu siedmiu dni mieliśmy sporo kilometrów do przejechania. Jest pan optymistą przed wyścigiem o mistrzostwo świata? - Czuję się dobrze i wydaje mi się, że jestem dobrze przygotowany do wyścigu. Na pewno lepiej niż w poprzednich latach. Rozmawiał Artur Filipiuk