- Powinnam się cieszyć, że forma jest, mimo że nie jestem jeszcze w superdyspozycji i powinno być jeszcze lepiej na igrzyskach w Rio. Ale w życiu trzeba wykorzystywać okazje. Cholernie przykro, że tak się skończyło. To był tak chamski pech, że ciężko o gorszy scenariusz - powiedziała na mecie. Zawodniczkę pocieszali trener Michał Krawczyk i druga z reprezentantek Polski Katarzyna Solus-Miśkowicz, ale srebrna medalistka olimpijska z Pekinu długo nie mogła dojść do siebie. - Skupiona byłam na każdym metrze trasy. Świetnie spisali się kibice, którzy dodawali mi energii. Czuję ogromny żal, bo inaczej wracałoby się do pracy, gdyby po drodze była nagroda, na którą zasłużyłam - mówiła. Po zmianie koła Włoszczowska ruszyła w pościg za Kanadyjką Emily Betty i stoczyła z nią zacięty pojedynek o brązowy medal. Na mecie były już bezkonkurencyjna Dunka Annika Langvad oraz Amerykanka Lea Davison, która skorzystała z pecha Polki. - Na finiszu byłam bardzo, bardzo blisko, mimo że kompletnie nie umiem finiszować. Co z tego, że był ładny finisz. Tego jednego metra zabrakło - wspomniała. Włoszczowska przebiła dętkę na ostatniej rundzie, tuż przed kamienistym odcinkiem "Kross Rock and Roll". - Trasa była wyboista i nietrudno było o defekt. Na ostatnim okrążeniu starałam się jechać bezpiecznie, nawet wolniej niż na poprzednich, a jednak stało się... Nie dało się jechać na +kapciu+, chociaż próbowałam. Musiałam biec i niestety przeszły mnie dwie zawodniczki - zakończyła. Przed igrzyskami w Rio Włoszczowska planuje jeszcze dwa starty - w Pucharze Świata w Lenzerheide oraz w mistrzostwach Polski. Po nich poleci do Kolumbii, gdzie przez trzy i pół tygodnia będzie się przygotowywać do olimpijskiego startu. Najważniejsza data dla niej to 20 sierpnia - dzień olimpijskiego wyścigu. Z Novego Mesta - Artur Filipiuk