Polska Agencja Prasowa: Sezon rozpoczął pan znakomicie. Zwycięstwo w Trofeo Serra de Tramuntana na Majorce, a teraz sukces w Algarve, gdzie na dodatek wygrał pan dwa etapy. Michał Kwiatkowski: To zwycięstwo wiele dla mnie znaczy. W końcu pierwsze w karierze zawodowej. Ostatni raz wygrałem wyścig wieloetapowy, jak byłem juniorem. W naszej ekipie Omega Pharma-Quick Step cel był jasny: powtórzyć sukces sprzed roku, kiedy to na najwyższym stopniu podium stanął Tony Martin (Kwiatkowski w klasyfikacji generalnej zajął drugie miejsce). Mieliśmy trzech liderów: Martina, Marka Cavendisha i mnie. Wyszło lepiej niż się spodziewaliśmy, bo nie tylko ja wygrywałem, ale także Mark był najszybszy na ostatnim etapie. Wyścig miał bardzo silną obsadę. O zwycięstwo w klasyfikacji generalnej stoczył pan walkę z aktualnym mistrzem świata Rui Costą i dwukrotnym triumfatorem Tour de France Alberto Contadorem. - Obaj byli zdeterminowani, by wygrać. Costa, wiadomo, jest Portugalczykiem. Chciał się pokazać z jak najlepszej strony przed własną publicznością. Natomiast Alberto wygrywał już w Algarve i chciał to powtórzyć. Jednak im się nie udało. Mogli mi tylko pogratulować. Chcę też podkreślić, że najbardziej pomógł mi w odniesieniu tego sukcesu Michał Gołaś. Ale nie popadam też specjalnie w euforię. Spokojnie robię swoje. W Algarve udowodnił pan po raz kolejny, że jest wszechstronnym kolarzem: jedno zwycięstwo etapowe odniesione po samotnej ucieczce, a drugie - w jeździe indywidualnej na czas, w której pokonał pan mistrza w tej konkurencji, swojego kolegę z drużyny Tony'ego Martina. - To dowód, że dobrze przepracowałem zimę. Trenowałem zarówno jazdę na czas, między innymi na torach w Walencji i w Palmie na Majorce, jak i wspinaczki górskie. Ściganie zacząłem trochę później niż przed rokiem. W górach odczuwam różnicę. Optymistycznie podchodzę do sezonu, jestem dobrze do niego przygotowany. A ważne starty tuż-tuż. Czasu na trening zostało już niewiele. Jakie to ważne starty? - Przygotowuję się do klasyków ardeńskich: Amstel Gold Race, Strzały Walońskiej i Liege-Bastogne-Liege. A wcześniej do Tirreno-Adriatico, w którym chcę wypaść lepiej niż przed rokiem (Kwiatkowski był czwarty, będąc przez krótki czas liderem - PAP). Bezpośrednio po Tirreno-Adriatico pojadę w klasyku Mediolan-San Remo, bez względu na to, czy trasa będzie prowadzić przez podjazd w Pompeianie, czy też nie. Wolałbym, żeby był, bo czym trudniej, tym dla mnie lepiej. Wyścig Tirreno-Adriatico rozpocznie się 12 marca. Czy przed nim planuje pan jeszcze jakieś starty? - Wystartuję 8 marca w Strade Bianche. Do tego czasu będę trenować w Calpe, gdzie teraz przebywam. Klasyk Paryż-Roubaix jest w pańskich planach? A co z wielkimi tourami? - W Paryż-Roubaix nie pojadę, ponieważ trzeba się do niego przygotowywać inaczej niż do klasyków ardeńskich. Z wielkich tourów oczywiście w Tour de France. Czy ma pan czas, by zająć się swoją akademią kolarską w Toruniu? - Czasu na to jest niewiele, ale spotkałem się z młodymi ludźmi, którzy w niej trenują. Zebrało się już około 70 osób. Jestem w stałym kontakcie z trenerami. Akademię planuję odwiedzić, kiedy będzie chwila wytchnienia od startów i treningów. Prawdopodobnie w maju. Rozmawiał: Artur Filipiuk