Pański kolega z ekipy Omega Pharma Michał Gołaś mówił, że popłakał się ze szczęścia, gdy dowiedział się, że pan wygrał. Michał Kwiatkowski: Znamy się bardzo dobrze. To, co Michał zrobił, przeprowadzając mnie do przodu peletonu w decydującym momencie, było niesamowite. Wspaniale pojechali też inni koledzy z reprezentacji. Jestem im bardzo wdzięczny za to, że wierzyli we mnie i że dali mi mnóstwo energii na końcówkę wyścigu. Nawet nie musiałem wychylać nosa. Kontrolowaliśmy cały czas tempo, a ja miałem dużo sił na ostatni atak. Patrząc z boku, wydawało się szaleństwem, że "Biało-czerwoni" prowadzą peleton przez prawie połowę dystansu. - Ktoś mógłby powiedzieć, że było to nieodpowiedzialne, ale ja naprawdę świetnie się czułem od samego startu. Nie było przeliczania, kalkulowania. Walczyliśmy o najwyższe cele. Warunki, jakie panowały - deszcz, śliska szosa - sprawiały, że lepiej było trzymać się z przodu, bo z tyłu peletonu jechało się dużo trudniej. Zaatakował pan tuż przed ostatnim podjazdem. - Wiedziałem, że mała zaliczka przed zjazdem do mety daje szanse powodzenia, że jest to możliwe. Przecież wyścig młodzieżowców w taki sposób wygrał kolarz z Norwegii (Sven Erik Bystroem - przyp. red). To była dla mnie jedyna szansa - być z przodu na szczycie ostatniego podjazdu. Na zjeździe starałem się gnać ile sił w nogach. Właśnie na tym ostatnim podjeździe, gdzie trzeba było wypracować przewagę, dopingowali pana polscy kibice. - Nie było łatwo przyjechać im do Ponferrady. Czułem ich doping. To byli najlepsi kibice na trasie. Cały czas śpiewali, krzyczeli. To jest nam naprawdę potrzebne. Nie tylko dziewięciu kolarzy stoi za tym wynikiem, ale również oni. Jak się pan czuje w tęczowej koszulce? W hotelu czekali na pana kibice, szampan. - Szczerze mówiąc ciężko mi się odnaleźć. Jeszcze nie wiem, co robić, jak się zachować. Trzeba uczcić ten sukces i pięknie podziękować nie tylko kolegom z reprezentacji, ale także obsłudze i dyrektorom sportowym.