W jakiej jest pan dyspozycji przed startem? - Czuję się ok, ale to o niczym nie świadczy. W jeździe na czas ważna jest dyspozycja dnia. Mogę czuć się dobrze, a następnego może być coś nie tak. Wystarczy słabszy dzień i już noga nie kręci. A powtórzonego startu nie ma. Jest pan optymistycznie nastawiony? - Tak, ale nie chcę zakładać sobie żadnych celów. W ubiegłym roku byłem także optymistycznie nastawiony i miałem pecha, przewracając się na pierwszym zakręcie, a chwilę później na drugim. Niemiło wspominam ubiegłoroczne mistrzostwa. Wiem, że byłem równie dobrze przygotowany. To mnie nauczyło, że możesz być przygotowany super, ale najważniejsza jest dyspozycja dnia i trochę szczęścia. To musi się uzupełniać. Nie czuje się pan zmęczony sezonem? - Nie. Na pewno nie jestem przemęczony. Sezon jest długi dla każdego. Jedni ścigają się więcej, drudzy mniej, a ja ostatnio więcej trenowałem. Trzeba być w dobrej dyspozycji praktycznie przez cały sezon. Starałem się przygotować najlepszą formę na wiosenne klasyki, Tour de France i mistrzostwa świata. Do tych ostatnich szykowałem się nad Lago di Ledro. To jest mniej znane jezioro niż Lago di Garda, blisko niego położone, bardzo urokliwe. Spędziłem trzy tygodnie. Jaka jest pana opinia o trasie jazdy na czas? - Ciężka. Po trzydziestym kilometrze jest kawał podjazdu, potem trochę zjazdu. Końcówka jest bardzo ciężka. Holender Tom Dumoulin obroni tytuł? - Jest dwóch faworytów - Dumoulin i Australijczyk Rohan Dennis. Trudno będzie ich pokonać. To są najlepsi czasowcy, a trasa jest dla nich idealna. Trenował pan z drugim z naszych reprezentantów w jeździe na czas Michałem Kwiatkowskim... - Częściowo. Michał zaczął trening trochę wcześniej. Spotkaliśmy się na trasie czasówki. Cóż, zobaczymy jak będzie. Jestem dobrze przygotowany, ale niczego nie obiecuję. Rozmawiał Artur Filipiuk