"On sam chciał wystartować, podjąć się nowego wyzwania" - powiedział dyrektor wyścigu Michele Acquarone agencji Associated Press. Acquarone przypomniał, że w 2009 roku Armstrong, powracający do kolarstwa po trzyletniej przerwie, zadebiutował w Giro, ale w zamian organizatorzy wyścigu przekazali milion dolarów na konto jego fundacji na rzecz walki z rakiem - Livestrong. Amerykanin był wówczas u schyłku kariery. W ubiegłym roku został dożywotnio zdyskwalifikowany i pozbawiony siedmiu zwycięstw w Tour de France (1999-2005) za stosowanie dopingu. "Nie zapłaciliśmy wtedy samemu Armstrongowi, ale wpłata na jego fundację była jedynym sposobem, aby tu przyjechał" - dodał Acquarone. W przeciwieństwie do Armstronga Wiggins, który zdominował poprzedni sezon, wygrywając Tour de France i zdobywając złoty medal olimpijski w jeździe na czas, nie żądał od Włochów startowego. W Giro ściga się już po raz piąty. "Ani Wiggins, ani jego grupa Sky nie są specjalnie traktowani. W ostatnich dniach zawarliśmy porozumienie ze stowarzyszeniem ekip, na podstawie którego każdy podlega tym samym regułom" - podkreślił Acquarone. W niedzielę w Giro brytyjska ekipa Sky wygrała jazdę drużynową na czas na wyspie Ischia. Wiggins w klasyfikacji generalnej jest drugi. Wyprzedza go dzięki lepszej sumie miejsc na dwóch etapach kolega z zespołu, nieznany szerszej publiczności Włoch Salvatore Puccio. W poniedziałek trzeci etap wyścigu, z Sorrento do Marina di Ascea, długości 222 kilometrów.