W sobotę w podczas meczu ze Śląskiem Wrocław Marcin oficjalnie pożegna się z fanami "Białej Gwiazdy", dla których zawsze był idolem. "Baszczu z nami kibicami!" - ten okrzyk nosił nie od lat niemal na każdym meczu rozgrywany na stadionie przy ul. Reymonta. Baszczyńskiemu kończy się kontrakt z krakowskim klubem 30 czerwca. Zawodnik ma już podpisaną dwuletnią umowę beniaminkiem greckiej ekstraklasy - Atromitos Ateny. Marcin wymarzył sobie, że z Wisłą rozstanie się podczas fety, w trakcie której świętowałby swój szósty tytuł mistrz Polski. Marzenie swe praktycznie spełnił, choć nie do końca. 1 maja, w spotkaniu z Piastem w Gliwicach, doznał groźnej kontuzji - zerwał więzadła krzyżowe. Marcin Baszczyński o rozstaniu z Wisłą, kontuzji i planach na przyszłość " " Mimo tego urazu, który wyklucza zawodnika z gry na kilka miesięcy, Grecy postanowili nie zrywać kontraktu. - Gdy autokarem wracaliśmy z Gliwic już telefonowali do mnie z klubu i zapewniali, abym niczym się nie przejmował, tylko szybko się wyleczył i wracał na boisko - opowiada. - Przedstawiciel Atromitos był także podczas mojej operacji. Teraz codziennie dzwonią i pytają, jak się czuję i jakie są postępy w rehabilitacji. Marcin jeszcze nie wie, kiedy wyjedzie do Aten. - Nie będę się śpieszył, bo zacząłem rehabilitację tutaj w Krakowie u Filipa Pięty. Wszystko idzie dobrze, już czuję postęp - twierdzi. - Na pewno jeszcze dwa tygodnie spędzę w Krakowie. A co potem? Jeszcze nie wiem. Grecy namawiają mnie na przyjazd, twierdzą że też mają bardzo dobrych specjalistów do rehabilitacji tego typu urazów. Rozstanie z Wisłą przeżywa bardzo emocjonalnie. - Gdy przychodziłem tutaj w 2000 roku nie spodziewałem się, że zostanę tak długo - nie kryje. - Koledzy wjeżdżali zagranicę, a ja zostawałem. A teraz przyszła pora na mnie. Na rozgrzewkę przed meczem z Legią, tuż po kontuzji "Baszcza", piłkarze Wisły wybiegli w czerwonych koszulach z "4" i napisem "Legenda". Był to gest solidarności z Marcinem. - Oglądałem ten mecz w hotelu czekając na operację, gdy to zobaczyłem byłem bardzo wzruszony. Dziękowałem za to chłopakom, ale robię to jeszcze raz - powiedział "Baszczu", a zapytany jak to jest być legendą Wisły, odparł: - Nigdy nie myślałem, o tym, że jestem legendą, z drugiej strony, jak się popatrzy na statystyki i osiągnięcia, to widać ile tutaj dokonałem. Na pewno, gdy będę wspominał Wisłę, to zawsze będę myślał "mój klub". Przecież spędziłem tutaj niemal całą karierę. Pytany czy pamięta swój pierwszy mecz w Wiśle odparł: - Oczywiście, po tym spotkaniu trener Orest Lenczyk powiedział, że zagrałem bardzo dobrze, ale tylko od dołu do głowy - wspomina. A był to mecz z Ruchem Radzionków wygrany przez Wisłę 4:0. Uwaga trener Lenczyka dotyczyła faulu bez piłki, jakiego dopuścił się "Baszczu", za co został ukarany żółtą kartką. W pamięci kibiców Wisły utkwił też słynny mecz z Realem Saragossa w Pucharze UEFA z 2000 roku. Krakowianie przegrali w Saragossie 1:4, w rewanżu już na początku Baszczyński zdobył samobójczego gola. Mimo to wiślacy odrobili straty i zapewnili sobie awans w rzutach , mimo że jeden z "jedenastek" nie wykorzystał... "Baszczu". - Najważniejsze, że wtedy wszystko dobrze skończyło się dla drużyny, niezależnie od tego co wyprawiałem na boisku - wspomina. - To był jednak dla mnie przełomowy mecz, po nim nawiązała się sympatia pomiędzy mną i kibicami. Baszczyński dopytywany, które z wywalczonych przez niego mistrzostw Polski najbardziej ceni, nie potrafił odpowiedzieć. - Każde było cenne i dostarczyło mnóstwo radości. Szkoda tylko, że nie spełniło się moje marzenie, aby zagrać w Lidze Mistrzów. Może zrealizują je moi następcy - dodał.