Piotr Jawor, Interia: Jakoś mocniej interesuje się Pan tym meczem? Marcin Jałocha: - Pewnie, dziś najbardziej liczą się derby i właśnie spotkanie z Legią. To prestiż! Zresztą jeśli sprzedano komplet biletów, to widać, że Kraków żyje tym meczem i nie da się przejść obok niego obojętnie. W niedzielę ma być 33 tys. widzów. Pan przy takiej samej frekwencji w wieku 16 lat debiutował w Wiśle, w wyjazdowym spotkaniu z Jagiellonią. - Przyjechaliśmy półtorej godziny przed meczem i stadion już był pełny, bo Jagiellonia była beniaminkiem. Kolana mi się trochę ugięły... Z jednej strony mnie to mobilizowało, z drugiej deprymowało. W 1993 r. przeszedł pan do Legii. Piotr Voigt, prezes Wisły podobno powiedział: Słuchaj, oferta jest dobra zarówno dla Ciebie, jak i dla nas. - Po powrocie z Barcelony [na igrzyskach olimpijskich Jałocha zdobył z reprezentacją Polski srebrny medal] zapadła decyzja, by mnie sprzedać. Podobno było jakieś zainteresowanie z zachodnich klubów, ale wyjazd zagraniczny nie był łatwą sprawą. Pojawiła się też oferta z Górnika Zabrze, ale lepsza była ta z Legii. Nikt się więc nie zastanawiał, tylko sprzedano mnie do Warszawy. A dla Pana która opcja była lepsza? Wahał się Pan, czy pójść do Legii? - Nie wahałem, bo usłyszałem jasno: Masz jechać, bo Wisła jest w takiej, a nie innej sytuacji. To co miałem zrobić? Pojechałem. Z perspektywy czasu tego nie żałuję, bo Wisła była w innym miejscu niż teraz. Początki były ciężkie, bo jako młody chłopak przeprowadziłem się z rodziną do obcego miasta. Z każdym treningiem i sparingiem było jednak lepiej. To prawda, że kibice w Warszawie skandowali: "Marcina Jałocha, cała stolica Cię kocha"? - Cała Warszawa, nie stolica (śmiech). Tak, doczekałem się takiej przyśpiewki i to było miłe, szczególnie, że nie byłem rodowitym warszawianinem, ale zawodnikiem z Krakowa. Jednak nie odstawiałem nogi i byłem waleczny, czasami aż za bardzo. Jakie wówczas były relacje między Wisłą a Legią? - Animozje nie były tak odczuwalne, bo nie było jeszcze internetu. To były chyba mniej szowinistyczne czasy. A jak Pana, jako piłkarza Legii, przyjmowano w Krakowie? - Nie przypominam sobie, żebym z tego powodu miał jakieś problemu. Kibice zrozumieli... Pewnie zaraz zapyta pan o Krzyśka Mączyńskiego, ale ja nigdy nie powiedziałem, że za żadne skarby nie odejdę do Legii. Jakiego "przywitania" przy Reymonta może spodziewać się Mączyński? - Nic ciekawego na pewno go nie czeka... Żeby to było tylko przywitanie ze smakiem, a nie wulgarne. Wiadomo, że nie będzie to dla niego przyjemne, ale niech to mieści się w jakiś granicach... Udźwignie to psychicznie? - Powinien. To nie bramkarz czy obrońca, ale zawodnik bardziej ofensywny, więc ewentualnie może mieć "setkę" i jej nie wykorzystać, ale z tyłu raczej nie powinien przyczynić się do straty bramki. Zresztą to zawodowiec. W reprezentacji też miał kryzys, a potem strzelił bramkę. Da sobie radę. Gdzie Pan ma więcej znajomych - wśród piłkarzy i kibiców Legii czy Wisły? - Chyba pół na pół. W Wiśle spotykam się oldbojami, w Legii też mam znajomych. Teraz mieszkam w Krakowie, więc jednak więcej kontaktu mam z tutejszym środowiskiem. A nie myślał Pan, by na stałe osiąść w Warszawie? Większe miasto, większe zarobki... - Teraz ta różnica między Warszawą a Krakowem jest widoczna. Warszawa to aglomeracja, trochę inny świat. Ale za moich czasów nie było takiej różnicy w zarobkach czy sposobie życia. Wręcz odwrotnie - gdy się przyjeżdżało do Krakowa, to pod względem życia kulturalnego i towarzyskiego był dużo ciekawszy, bo w stolicy o godzinie 22 nie dało się napić piwa. Zresztą wyjeżdżając do Warszawy wiedziałem, że jak będzie możliwość, to trzeba wrócić do Krakowa i tak też układałem sobie plany. Tu kupiłem mieszkania, coś zainwestowałem... Jakie spotkania spodziewa się Pan w niedzielę? - Chciałbym wymiany cios za cios, ale obawiam się, że to będą szachy. Dziś Legia to niewiadoma. Za to Wiśle lepiej gra się w ofensywie. Było to widać w ostatnim meczu ze Śląskiem. Gdy próbowała się bronić, to ciężko było to oglądać... Wisła jest faworytem? - Tak, ale nawet nie z powodu miejsca w tabeli, ale stylu gry w ostatnich meczach. Należy jednak pamiętać, że Legia kiedyś na pewno się obudzi... Rozmawiał Piotr Jawor