Ekspert Stempniewski uznał jednoznacznie, że Jarosław Przybył błędnie podyktował rzut wolny za domniemany faul Nikoli Vujadinovicia na Carlitosie, po którym wiślak zdobył gola na 1-0. W tej sytuacji Przybył pokazał też żółtą kartkę stoperowi "Kolejorza". - Sędzia zasugerował się upadkiem napastnika. Jeśli obrońca trafia w piłkę i nogę, to jest faul. Tu jednak sekwencja zdarzeń była inna. Obrońca zagrał czysto i zdążył cofnąć nogę, to napastnik na niego wpadł - analizował Stempniewski w Lidze+Extra. - Stawiam dolary przeciw orzechom, że to nie była autonomiczna decyzja arbitra, tylko zasugerował się podpowiedzią któregoś z kolegów - próbował zrozumieć błąd sędziego pan Sławek. Fachowiec w temacie sędziowania wypowiedział się też o rzucie karnym podyktowanym dla Lecha, po zagraniu ręką przez wykonującego wślizg Frana Veleza. - Intencja zagrania ręką może powstać wcześniej, przed dośrodkowaniem. Jeśli zawodnik układa ręce w sposób nienaturalny. Takie blokowanie dośrodkowania jest ryzykowane, jeśli piłka trafia w górną rękę, to jest to przewinienie - ocenił Stempniewski. Dodał, że sytuacja nie jest niejednoznaczna. - Składam się jednak ku temu, by nie wytykać tego karnego jako błąd sędziego - podkreślił. Pan Sławek omówił też akcję z 83. min, w której Maciej Sadlok brzydkim faulem (uderzenie łokciem w twarz) powalił Tymoteusza Klupsia, a sędzia puścił grę i nie pokazał wiślakowi kartki. Lech z tej kontry podwyższył na 1-3. - W tej sytuacji sędzia miał bardzo dużo szczęścia, że padła bramka. Było to przewinienie na drugą żółtą kartkę, zdecydowane odepchnięcie, dłoń zastosowana jako narzędzie, a nie jako broń. W takiej sytuacji przepis nakazuje natychmiastowe przerwanie gry i usunąć winowajcę. Jest wyjątek, który mówi, że jeśli powstaje stuprocentowa szansa na zdobycie gola, to akcję się puszcza. Tu była jedynie korzystna akcja. Szczęśliwie złożyło się dla sędziego, że padła bramka - powtarzał Stempniewski. MiBi