Sprawdź tabelę i wyniki Ekstraklasy Interia: Jak się pan czuje nazajutrz po zwolnieniu? Tadeusz Pawłowski, były trener Wisły: No cóż... Wszystko gra. Taki nasz zawód... Każdy z trenerów, to przechodzi. Normalna sprawa. Wróciłem do Wrocławia, właśnie idę na grób ojca zapalić świeczkę.Nie żałuje pan, że tak szybko skończyła się przygoda z Wisłą?- Bardzo żal, bo widziałem w jaką to stronę wszystko idzie. Proszę zwrócić uwagę, w jakich warunkach przejmowałem zespół. Nie ma Krzysia Mączyńskiego, który jest bardzo ważną postacią. Do tego okres przygotowawczy stracił Paweł Brożek. Mówił mi: "Trenerze, na ligę nie jestem gotowy. Nie mam przygotowania meczowego". Wychodził na boisko i nie czuł się pewnie. Myślałem, że dojdzie rytmem meczowym, więc postawiłem na niego w meczu z Łęczną. Z Podbeskidziem od pierwszej minuty nie dałby jednak rady, szczególnie, że kolejny mecz mieliśmy grać we wtorek. To wystarczające usprawiedliwienie? - Ale proszę zwrócić uwagę, w jakim stanie była nasza kadra. Przecież większość zawodników, którzy jesień skończyli z kontuzjami, od początku nie brała udziału w przygotowaniach. A na dojście do zdrowia i zgranie zespołu potrzeba czasu. Do tego mieliśmy pecha, bo po Łęcznej wypadł nam Donald Guerrier. Od początku czułem, że będą mieli problemy, ale nasze mecze nie były najgorsze. Oczywiście, że nie były też najlepsze, ale nie przegrywaliśmy pięcioma bramkami, ale jedną. We Wrocławiu mieliśmy okazje, ale nie udało się strzelić. Z Podbeskidziem do czasu karnego dla rywali nasza gra też nie wyglądała źle.Tyle że kibice spodziewali się dużo więcej. Sam pan mówił, że Wisła ma walczyć o puchary. - Widziałem, że drużyna jest zdołowana i pomyślałem, że trzeba pchnąć w chłopaków optymizm. Tego brakowało jesienią. Mówiłem o europejskich pucharach, ale też wierzyłem, że były w zasięgu! Przy dobrym starcie można było zaatakować ósemkę, a później grać o podium.Na co dziś stać Wisłę?- Zależy od tego, kiedy wszyscy będą zdrowi i jak szybko wkomponują się nowi zawodnicy. Wisła kadrowo nie jest słaba, tylko potrzeba jej czasu i szczęścia. Ale najważniejsza jest pewność siebie. Musi wrócić, by drużyna wygrywała.Podczas ostatniej konferencji wspominał pan o złym przygotowaniu fizycznym. Można było odnieść wrażenie, że atakuje pan poprzedników.- Nic z tych rzeczy, kompletnie nie to miałem na myśli. Wiele lat siedzę w tym zawodzie i nigdy takich rzeczy nie robiłem. Chodziło mi tylko o to, że niektórzy zawodnicy nie są w 100 proc. gotowi, bo nie przepracowali całego okresu przygotowawczego. Takich graczy było chyba z ośmiu. Albo siedzieli na siłowni, albo biegali wokół boiska. I tyle było z treningu.Miał pan okazję pożegnać się z Bogusławem Cupiałem, właścicielem klubu? - Nie. Formalnie jest pan urlopowany. Co to znaczy?- Myślę, że wszystko się rozwiąże do czasu zatrudnienia nowego trenera.A pan jeszcze wróci na ławkę trenerską? Jest pan do wzięcia?- Dobrze pan to powiedział (śmiech)... Jak żegnałem się z chłopakami, to przede wszystkim życzyłem im zdrowia i powodzenia dla nich i dla rodzin. To są w życiu najważniejsze rzeczy. A do trenerki się nie zrażam. Uprawiam jeden z najpiękniejszych zawodów świata i łatwo z niego nie zrezygnuję. Rozmawiał Piotr Jawor