Gdyby za kilka dni miała rozpocząć się liga, kibice Wisły mieliby powody do niepokoju. W pierwszej połowie krakowianie wystawili bowiem teoretycznie znacznie mocniejszy skład, ale nie stworzyli żadnej groźnej sytuacji, za to rywale mieli ich co najmniej kilka. Wisła zaczęła w dość eksperymentalnym ustawieniu, bo trener Artur Skowronek - zapewne w poszukiwaniu młodzieżowca na najbliższy sezon - w środku obrony postawił na Daniela Hoyo-Kowalskiego. Za to w ataku zadebiutował Fatos Beqiraj. Czarnogórzec wygląda na silnego zawodnika, ale na razie porusza się, jakby na treningach dostawał większy wycisk niż reszta zespołu. Za to mielczanie momentami przemieszczali się po boisku w taki sposób, jakby to już jutro mieli zainaugurować rozgrywki w Ekstraklasie. Najpierw Mateusz Mak uderzył głową minimalnie niecelnie, za moment rywale postraszyli uderzeniem z dystansu, a w 19. minucie objęli prowadzenie. Maciej Domański przymierzył z rzutu wolnego z ok. 20 metrów przy samym słupku i Mateusz Lis nie miał żadnych szans. Chwilę później mogło być 0-2, ale Maciej Sadlok zdołał wybić piłkę tuż sprzed linii. Wisła za nic nie mogła znaleźć sposobu, by odpowiedzieć. "Szybciej", "bliżej", "wyżej" - rzucał krótkie komendy trener Artur Skowronek, ale widać było, że gra nie układa się po jego myśli. Stal wygrywała środek pola, w Wiśle nie funkcjonowały skrzydła, a Aleksander Buksa i Beqiraj nie musieli nikogo przekonywać, że grają ze sobą po raz pierwszy, bo było to doskonale widoczne.