Dla Wisły porażka ze Śląskie była już szóstym meczem bez żadnego punktu na koncie. - Każdy zdaje sobie sprawę z beznadziejności tej sytuacji, z niemocy, która nas dopadła. To jest czas, który przeżywa się w milczeniu i różne myśli się kłębią w głowie. Są teraz dwa tygodnie. Każdy musi to przemyśleć, porozmawiać sam ze sobą. Ja chciałbym dawać tej drużynie więcej, ale teraz nie jestem w stanie i to mnie martwi. Wypada się zastanowić czy nie ma kolegów, którzy zrobią to lepiej ode mnie - przyznał po meczu kapitan "Białej Gwiazdy". Wisła zajmuje obecnie ostatnie miejsce w tabeli Ekstraklasy. Porażka ze Śląskiem była pierwszą tak wysoką przegraną w lidze u siebie od 1993 roku. - To nie jest kwestia upokorzenia. To jest oczywiście dotkliwa porażka, ale porażki się zdarzają. W naszym przypadku to szósta porażka z rzędu i przegrywając 1-5, pojawia się duży znak zapytania, co dalej. Trzeba się zastanowić nad sobą, czy nie ma ludzi, którzy zrobią to lepiej. Wiadomo jestem teraz rozgoryczony i mam duże pretensje do siebie, ale tak to widzę w tej chwili. Dziś tak się czuję, że szkoda gadać - mówił Głowacki po meczu. Wisła do przerwy przegrywała tylko 0-1 i w drugiej połowie zdołała doprowadzić do remisu. Śląsk szybko jednak ponownie wyszedł na prowadzenie. - Myślę, że ta gra nie wyglądała dobrze przez cały mecz. Po wyrównaniu uwierzyliśmy, że damy radę, mimo tego, że idzie ciężko. Trzeba przyznać, że Śląsk jest dobrze zorganizowaną drużyną. Kiedy jednak pojawiła się nadzieja na wygraną, nastąpiło kompletne załamanie i nie wiem, jak to wytłumaczyć - przyznał Głowacki. Kapitan Wisły odniósł się także do kibiców, którzy przyszli na mecz i cały czas dopingowali drużynę. - Jest nam po prostu głupio, bo kibice mimo tego naszego żenującego spotkania do samego końca byli z nami. Okazali dużo wyrozumiałości, a my nie potrafiliśmy dać nic w zamian. To się musi zmienić. Nie mamy innego wyjścia, jeśli chcemy wygrywać i odnosić sukcesy - stwierdził Głowacki, ale też nie ukrywał, że morale w drużynie nie są najlepsze. - Sześć porażek jeszcze o niczym nie przesądza, ale stan naszego ducha jest straszny. Wydaję mi się, że w tej chwili nie jesteśmy w stanie sami sobie odpowiedzieć na pytanie, jak wyjść z tego marazmu i to jest największy problem. Myślę że mimo wszystko jednak nie wolno się poddawać, bo jeśli to zrobimy, to nic z tego nie wyjdzie - skwitował kapitan Wisły. Z Krakowa Adrianna Kmak