Z opracowania przygotowanego przez red. Piotra Tymczaka z "Dziennika Polskiego" czarno na białym widać, że stan finansów nobliwego klubu nieprzerwanie jest fatalny. Ciągły brak strategicznego sponsora, a wraz z nim dopływu sporej gotówki sprawia, że po rządach prezes Marzeny Sarapaty i poprzednich władz, piłkarska spółka "Białej Gwiazdy" boryka się z wielkimi długami. Nieco bardziej optymistyczne spojrzenie na sprawę, czyli tzw. dług realny, pokazuje, że zadłużenie Wisły Kraków wynosi w przedziale 35-38 milionów złotych. Jak zasypywać dziurę w budżecie? W teorii sprawa jest prosta: należy zwiększyć przychody o co najmniej 10 milionów złotych rocznie, jak szacuje cytowany w publikacji "DP" Piotr Obidziński, prokurent spółki i pełnomocnik nowego zarządu Wisły ds. restrukturyzacji. - Gdyby nie było długów, to wpływy i koszty spółki bilansowałyby się na zero - powiedział fachowiec z ponad 15-letnim doświadczeniem w międzynarodowym zarządzaniu projektami. Znacznie bardziej przeraża dług formalny, szacowany na 80 mln zł, z czego 42 mln zł to zobowiązanie wobec właściciela, czyli TS Wisła. Tu pewnym pocieszeniem jest fakt, że ten dług ma być umarzany w transzach, a co za tym idzie nie jest wymagalny. Na przekór trudnościom "Biała Gwiazda" pod wodzą trenera Macieja Stolarczyka nadspodziewanie dobrze radzi sobie w tym sezonie Ekstraklasie. Do ostatniej kolejki rundy zasadniczej zespół z ul. Reymonta walczył o miejsce w grupie mistrzowskiej, ale koniec końców z dużą zaliczką punktową wylądował w dolnej połówce tabeli. Art